Życie trzeba rozdawać...

ks. Włodzimierz Piętka ks. Włodzimierz Piętka

publikacja 27.02.2017 00:29

Służki wspominają swe zmarłe tragicznie współsiostry: s. Edytę Figurę i s. Teresę Żbikowską.

Służki (od lewej): s. Iwona Chojnacka z Pułtuska, s. Agnieszka Kłosińska z Płocka i s. Agnieszka Oszczudłowska z Kobyłki k. Warszawy wspominają zmarłe współsiostry: s. Edytę Figurę i s. Teresę Żbikowską Służki (od lewej): s. Iwona Chojnacka z Pułtuska, s. Agnieszka Kłosińska z Płocka i s. Agnieszka Oszczudłowska z Kobyłki k. Warszawy wspominają zmarłe współsiostry: s. Edytę Figurę i s. Teresę Żbikowską
ks. Włodzimierz Piętka /Foto Gość

- Umocnieniem i pocieszeniem dla mnie jest fakt, że tego dnia rano, gdy zginęły nasze siostry, widziałam jedną z nich przystępującą do spowiedzi - mówi s. Marzena Gutowska, wikaria prowincji płockiej Zgromadzenia Sióstr Służek NMP Niepokalanej.

Siostry służki zmarły tragicznie w minioną niedzielę, 19 lutego. Zginęły w wypadku samochodowym tuż po 15.00, a więc w Godzinie Miłosierdzia. Z pewnością w chwili śmierci modliły się Koronką, skoro w ich dłoniach znaleziono różaniec.

Wśród zapisków siostry Teresy, zastanawia i wzrusza jedna kartka - zaproszenie na przyjęcie. Siostra jakby planuje urządzić wielkie przyjęcie, i zaprasza na nie wszystkich, których znała, spotkała, którzy byli dla niej ważni. I na końcu bardzo długiej listy osób dopisuje, że w razie konieczności, lista może pomóc w powiadamianiu osób, które mogłyby przyjechać na jej pogrzeb... Zaproszenie na przyjęcie? Spotkanie z Oblubieńcem? Z jej zapisków i wspomnień o niej powstaje poruszający obraz siostry zakonnej, która żyła całkowicie dla Jezusa i dla innych. I jeszcze jedna jej myśl: "Trzeba życie rozdawać, zanim zabierze je czas...".

- Nie znałyśmy się wcześniej, ale czekałyśmy na siebie nawzajem. Terenia przyszła pierwsza do zgromadzenia. Gdy ja wstępowałam, ona już na mnie czekała - mówi s. Iwona Chojnacka z Pułtuska, która razem z s. Teresą Żbikowską wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr Służek NMP Niepokalanej. - Była zdecydowana, nie miała wątpliwości w swe zakonne powołanie. Siostry służki i nasze zgromadzenie poznała dzięki swej katechetce s. Danucie Olkowskiej. Wspierałyśmy się razem, w problemach modliłyśmy się za siebie nawzajem. Była odważna i mówiła to, co uważała za słuszne. W tej jej postawie chodziło o to, aby relacje międzyludzkie, zwłaszcza we wspólnotach, w parafiach, w Kościele były prawdziwe, nigdy połowiczne, czy fałszywe, nigdy za plecami - dodaje s. Iwona.

Siostra Teresa pierwszą profesję złożyła w Mariówce 2 lutego 1994 roku. Przez pięć lat pracowała jako katechetka w Skępem. Następnie przez 12 lat katechizowała w Mrzeżynie, w archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej. Od sierpnia 2016 roku znów wróciła do pracy w diecezji płockiej i jako katechetka pracowała w Żurominie. Była również przełożoną domu.

- Bardzo troszczyła się o wspólnotę i o przejrzyste, głębokie relacje w niej. Dla niej nie tylko praca była ważna, ale współpraca i relacje między ludźmi. Chodziło jej o to, aby była serdeczność i wrażliwość między ludźmi. Na katechezie miała dar głębszej znajomości uczniów. Patrzyła nie tylko na to, co umieją, ale kim są i z jakich rodzin pochodzą. Była też duszą towarzystwa. Bardzo ceniła prostotę i normalność - opowiada s. Iwona.

- Siostra Terenia zauważała każdą osobę i potrafiła poświęcić jej czas. Zauważała osoby, które w opinii ludzkiej były "inne", "trudne" "pozostawione na boku". Zawsze mówiła, że Bóg patrzy inaczej niż my, a te osoby mogą być bliżej Boga, niż nam się wydaje. Zawsze w trudnych sytuacjach szukała sensu Bożego pomimo przeżywanego cierpienia, a czasem buntu. Pytała się, co Pan Bóg chce dla niej przez daną sytuację uczynić. W trudnych sytuacjach mówiła, że zawsze będzie dla Boga i że Bóg patrzy na serce człowieka, a nie tylko na zachowanie prawa.

- Kochała życie, przyrodę, miała poczucie estetyki i piękna, była dobrą organizatorką w różnych dziedzinach. W swojej trosce nigdy nie zapominała o najbliższych, kochała bardzo rodziców, siostry i brata, ich dzieci. Cieszyła się ich radościami i była blisko kiedy potrzebowali wsparcia, zwłaszcza tata w czasie choroby i Małgosia - jej siostra, w długotrwałej chorobie. Czekała na narodzenie dzieciątka swojego siostrzeńca.

- Dziękuję Bogu za dar życia s Teresy (dla mnie Tereni). Swoim życiem uczyła mnie oddawania wszystkiego Bogu, pielęgnowania relacji w drugim człowiekiem, niesamowitej otwartości na życie, wykorzystywania każdej chwili, pogody ducha a przede wszystkim uczyła mnie bycia sobą i odwagi - wyznaje s. Iwona Chojnacka.

- Siostra Teresa miała też artystyczną duszę: pisała, malowała. Spod jej dłoni wychodziły piękne płaskorzeźby aniołów. Miała niezwykły dar i wrażliwość i pięknie przygotowywała wystrój sali czy kościoła na różne uroczystości - wspominają siostry służki Agnieszka Kłosińska i Agnieszka Oszczudłowska.

Jak zapamiętamy siostrę Edytę Figurę? Pochodziła z Radomia, z parafii katedralnej. Siostra jej dziadka – s. Teresa Figura również należała do zgromadzenia sióstr służek, zaś s. Edyta bliżej poznała to bezhabitowe zgromadzenie dzięki s. Wandzie Majerczyk, która w tamtym czasie była katechetką i organistką w parafii katedralnej.

- Siostra Edyta była cichym nauczycielem życia, bardzo poważnie podchodziła do swego powołania i obowiązków - wspomina siostra służka Agnieszka Kłosińska, która razem z s. Edytą przez pewien czas pracowała w Skępem. Jak ją zapamięta? - Zapamiętam ją, jak zawsze chodziła z różańcem w ręku. Gdy szła do szkoły, albo wracała z katechezy, modliła się za nauczycieli i dzieci. Ileż różańców wykonała własnoręcznie włączając się w ten sposób w naszą zakonną inicjatywę: "Sercem ogarnąć serce"? Robione przez nią różańce były także jej wkładem w misję skępskiego sanktuarium Matki Bożej Brzemiennej – modlitwę o uproszenie upragnionego potomstwa dla małżeństw. Powtarzała, że ma nadzieję w ten sposób "przy okazji" osiągnąć niebo. Tworzyła dziecięce koła różańcowe, każdą katechezę zaczynała dziesiątkiem Różańca. Dzieci lgnęły do niej. Otwierała ich serca przez śpiew; grała na gitarze. Szczególnie troszczyła się o dzieci przygotowujące się do I Komunii św. Miała głęboką świadomość, że – jak sama mówiła – troszczy się o ich zbawienie.

- Jej wielkim, spełnionym pragnieniem była pielgrzymka do Ziemi Świętej, którą odbyła w tamtym roku, z okazji 25-lecia ślubów zakonnych. Jej niespełnionym pragnieniem było wejście na Rysy, ale teraz już patrzy na te Rysy „z Góry” - wyznaje siostra Agnieszka Oszczudłowska. Górskie wyprawy, rower, narty, książki – to jej pasje. Ostatnia książka, jaką przeczytała to "Osioł w raju" o. Adama Szustaka. Powiedziała o niej krótko: "Pomogła mi w spowiedzi. Pan Bóg jest Ojcem" – dodaje siostra.

O swej zmarłej współsiostrze mówią, że była duszą towarzystwa i przez wszystkich lubianą. Wnosiła spontaniczną radość. Miała niesamowite poczucie humoru. Utrzymywała długoletnie przyjaźnie z osobami, które poznawała na kolejnych placówkach. Jednocześnie była skryta - nie lubiła o sobie mówić. Dojrzewała do śmierci, gdy kilka lat temu kolejno straciła tatę i mamę. Dla swego rodzeństwa ich zastępowała. Umiała słuchać w nieskończoność... Jej mądrość wyrażała się w prostych, subtelnie udzielanych radach. A szczególnie ostatnio często powtarzała: "Nie martw się, życie jest piękne!" – dzieli się s. Agnieszka Oszczudłowska. - W moich trudnościach, dosłownie, niosła mnie. I dodawała: "Pamiętaj, człowiek upada…wstaje…upada… wstaje... Pan Bóg kocha zawsze!" - dodaje s. Agnieszka Kłosińska.

Do Zgromadzenia Sióstr Służek Najświętszej Maryi Panny Niepokalanej s. Edyta wstąpiła w wigilię, 24 grudnia 1988 roku w Mariówce. Tam też, w domu generalnym zgromadzenia, złożyła pierwsze śluby 8 sierpnia 1991 roku. Pracowała jako katechetka w Częstochowie, Bełchatowie, Płocku - w parafii św. Maksymiliana Kolbego, Zakopanem, Kobyłce i Mrzeżynie. Od sierpnia 2011 roku katechizowała w Skępem i była przełożoną wspólnoty.

W połowie lutego s. Edyta pomagała w prowadzeniu rekolekcji dla dziewcząt w Kobyłce k. Warszawy. - W czasie jednego ze spotkań, każda z uczestniczek i prowadzących miała określić, jak poczułaby się w Domu Boga, którym jest Niebo. Ona powiedziała wtedy: "Czekałabym na tych, których kocham". Dalej trzeba było napisać słowo bądź sentencję, którą umieściłybyśmy na swoim nagrobku. Ona napisała jedno słowo: "Miłość". Tydzień później tragicznie zginęła, a te słowa stały się jej testamentem - mówi ze wzruszeniem s. Agnieszka Oszczudłowska.

-Chcę podziękować Bogu za dar życia s Edyty, za jej cichą służbę w zgromadzeniu, za jej wielkie serce dla drugiego człowieka; za jej wiarę w modlitwę różańcową: mówiła, że w każdej wolnej chwili odmawia Różaniec jako wynagrodzenie za siebie i za innych, przez to świadectwo w moim sercu zaszczepiła miłość do modlitwy różańcowej. Dziękuję za jej naturalność, wrażliwość, ciepło - wyznaje s. Iwona Chojnacka.