Wiara. Minęły prawie trzy lata, ale tamto wydarzenie wciąż budzi w nich emocje. – Może to za wielkie słowo, ale to było dla nas jak zmartwychwstanie – mówi pani Asia o powrocie do zdrowia brata po ciężkim wypadku.
Joanna Niesiobędzka i jej brat Bartosz Kowalski w sanktuarium Bożego Miłosierdzia
Agnieszka Małecka /Foto Gość
To był zwykły wrześniowy dzień. Sobota. Bartosz Kowalski ze współpracownikiem sprawdzali cysternę przewożącą asfalt. Wtedy zatruł się oparami siarkowodoru. Z poparzeniami dróg oddechowych oraz innych narządów wewnętrznych trafił do szpitala na Winiarach w Płocku. Jego stan był ciężki.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.