O wyklętym, który powiedział: "Polska będzie żyła"

Dawid Turowiecki

publikacja 24.03.2016 00:41

Jerzy Zalewski, reżyser i producent "Historii Roja", spotkał się w kinie Kalejdoskop z młodzieżą z płońskiego Zespołu Szkół Ogólnokształcących.

- Pewna treść mojego filmu ukrywa się pod mundurem historycznym, jak myślę o Polsce współczesnej. Oczywiście, jest ona w wymiarze przerysowanym przez konwencję filmową i wiele rzeczy widowiskowych, ale jest to opowieść o nas współcześnie - mówił Jerzy Zalewski - Pewna treść mojego filmu ukrywa się pod mundurem historycznym, jak myślę o Polsce współczesnej. Oczywiście, jest ona w wymiarze przerysowanym przez konwencję filmową i wiele rzeczy widowiskowych, ale jest to opowieść o nas współcześnie - mówił Jerzy Zalewski
Dawid Turowiecki

- Jestem tendencyjny w tym filmie, opowiadam się po jednej stronie i cześć - stwierdził wprost twórca dramatu o legendarnym żołnierzu wyklętym. Już na wstępie Jerzy Zalewski dał sygnał młodzieży, że film "Historia Roja, czyli w ziemi lepiej słychać", powstał z myślą o młodym pokoleniu Polaków.

Dlaczego akurat Mieczysław Dziemieszkiewicz "Rój"? - To postać czytelna, o której opowieści bardzo mnie poruszyły - mówił reżyser o bohaterze niepodległościowego podziemia antykomunistycznego na północnym Mazowszu. - "Rój" wchodzi po śmierci brata, zamordowanego przez żołnierzy sowieckich, tak jakby w jego buty.

Realizacja filmu zajęła, bagatela, sześć lat. - Przez ten czas rodacy zyskali większą wiedzę o tym, co opowiadam. Mam wrażenie, że film jest dokładnie taki, jaki go sobie wtedy wyobraziłem, ale jest teraz bardziej komunikatywny. Bardzo dużo wydarzyło się jeśli chodzi o odbudowywanie polskiego patriotyzmu, dlatego lepiej, że film wszedł do kina teraz niż te sześć lat temu - uznał Jerzy Zalewski, dodając, że "Historia Roja" to produkcja oparta w 70 proc. na faktach, a w pozostałych 30 - autorska interpretacja ówczesnych wydarzeń.

Tak długi czas powstawania filmu wynikał z trudności, z jakimi przyszło mierzyć się reżyserowi. - Cenzura, ludzka głupota, bezmyślność, zła wola, to są te przeszkody, które mnie irytowały - wskazywał Zalewski. - Film był po prostu blokowany przez Telewizję Publiczną i Polski Instytut Sztuki Filmowej. To dwa typy, które chciały go zabić, ale szczęśliwie się nie udało. Jako oficjalny argument zastopowana zdjęć do filmu podawano to, że był on 14 minut dłuższy niż zapis w umowie. - Przez parę lat nie wychodziłem z sądu, a komornik ode nie z biura. To był skrajny idiotyzm. Sztuki nie mierzy się jednak jak kiełbasy. To telenowelę można "ciachnąć" gdzie się chce - oceniał reżyser pierwszego filmu fabularnego o żołnierzach wyklętych.

Młodzież pytała, pod jakim względem wojenny obraz Zalewskiego jest aktualny po dziś dzień. - W tamtym wymiarze to było mordowanie polskich patriotów. Moje pokolenie przeżyło inną wojnę: zabijania polskiego patriotyzmu. To zabijanie, dobijanie trwa. W tym widzę to podobieństwo - odpowiadał reżyser.

W tytułową rolę wcielił się Krzysztof Zalewski-Brejdygant. Dlaczego właśnie on? - dopytywali młodzi płońszczanie. - To nie był aktor, pamiętam go z programu "Idol", którego szczerze nie znoszę. Gdy pisałem scenariusz, pomyślałem, że ten "Rój" powinien być kimś współczesnym, kimś, kto jest z naszej planety, z naszego pokolenia - tłumaczył Jerzy Zalewski. - Nie chciałem, aby był to aktor z telenoweli czy jakiś celebryta, bo to osłabiłoby odkrywanie tej białej plamy, która jest w nas trochę z naszej winy, z winy państwa, w którym żyliśmy. Chciałem, aby widz rozpoznał w nim siebie.

Reżyser opowiadał o prawdziwych miejscach, w których realizowano "Historię Roja", jak na przykład scena ataku na Komitet Powiatowy PPR w Przasnyszu. Chociaż, jak przyznawał Jerzy Zalewski, fragment filmu przedstawiający napad na bank, które de facto miał miejsce w Nasielsku, ze względu na kształt pomieszczeń, nagrywano w Sierpcu.

Zalewski opowiadał również o świadomych zabiegach reżyserskich. - To, co stanowi sferą ubecką w moim języku filmowym, jest prześmiewcze, karykaturalne - kontynuował, podając również przykład pewnego ubeka aż "trzykrotnie bezskutecznie zabijanego". - To on przykrywa martwe ciało "Roja". Chciałem przez to pokazać, że oni ciągle żyją - zaznaczał twórca filmu. - Ktoś ładnie napisał po tym filmie, kiedy trwa spór: wyklęci czy niezłomni, że oni są po prostu nieśmiertelni. Bo dopóki o nich pamiętamy, to tak jak powiedział "Rój", Polska będzie żyła.