Ekstremalna jest tylko Boża Miłość

Wojciech Ostrowski

publikacja 05.03.2016 23:39

To jak... dziennik pisany nocą z niezwykłej Drogi Krzyżowej.

Każdy z własnym krzyżem, w ciszy przez całą noc: to naprawdę była Ekstremalna Droga Krzyżowa i niepowtarzalne wielkopostne doświadczenie Każdy z własnym krzyżem, w ciszy przez całą noc: to naprawdę była Ekstremalna Droga Krzyżowa i niepowtarzalne wielkopostne doświadczenie
Wojciech Ostrowski

Zaczynamy po wieczornej Mszy św. w przasnyskiej farze. Jest nas ponad 30 osób w różnym wieku.

– Św. Stanisławie Kostko – módl się za nami – mówi na zakończenie modlitwy przed wyruszeniem w drogę ks. Andrzej Maciejewski, proboszcz parafii św. Wojciecha i organizator naszego wyjątkowego nabożeństwa.

– On to dopiero miał Ekstremalną Drogę Krzyżową, ponad 2 tys. kilometrów szedł do Rzymu – zauważa kapłan.

Kierujemy się na północ, aby później skręcić na wschód i po zatoczeniu wielkiej, liczącej 43 kilometry, pętli zakończyć nasze nabożeństwo rozważaniem XIV stacji przy krzyżu misyjnym przed przasnyską farą.

Nasz modlitewny szlak wiedzie głównie lasami, a także polami.

Jedną ze stacji rozważamy przy kościele w Świętym Miejscu. Trasę wytyczył i grupę prowadzi Leszek Czaplicki, który 26 razy pieszo pielgrzymował na Jasną Górę i do Ostrej Bramy.

Po wyjściu z miasta ks. Andrzej czyta wprowadzenie, autorstwa ks. Jacka Stryczka, pomysłodawcy EDK. Dalej idziemy już w milczeniu. W rękach pojawiają się różańce. Ta modlitwa będzie nam towarzyszyć przez całą drogę. Jaki to wspaniały widok: tyle osób, w większości młodych mężczyzn, w pełni sił, pogrążonych w modlitwie różańcowej. Ależ teraz jesteśmy potęgą!

Zatrzymujemy się przy przydrożnych krzyżach i figurach, aby tam odczytać rozważania kolejnych stacji. Korzystamy z przygotowanych przez organizatorów EDK 2016 tekstów, opracowanych przez osoby świeckie. Łatwiej do nas trafiają, łatwiej się z nimi utożsamić.

A na trasie każdy niesie swój własny, mniejszy lub większy krzyż i każdy sam zmaga się ze swoimi fizycznymi słabościami. Jest też niezwykła okazja rozmowy z Chrystusem. Kiedy miałem tyle czasu na rozmowę z Panem i to jeszcze w tak niezwykłych okolicznościach? Kiedy poświęciłem całą noc na podobne modlitewne spotkanie? Wreszcie mam tak dużo czasu na rozważenie i powierzenie Chrystusowie i Jego Matce tylu moich spraw, problemów i trosk. I tyle pytań chciałbym Mu zadać.

Ale narastające stopniowo wyczerpanie coraz bardziej daje o sobie znać. Czy uda mi się dojść do ostatniej stacji? Wierzę, że z Bożą pomocą jest to możliwe. Jak mówi ks. Jacek Stryczek, musi być ciężko, pod górę, musi boleć i dopiero wtedy zaczyna się modlitwa. I to się potwierdza. Kiedy zmęczenie i obolałe nogi sprawiają, że moje myśli rozpraszają się pozostaje modlitwa, której chwytam się jak ostatniej deski ratunku. Na myśl przychodzi wcześniejsza rozmowa z ks. Andrzejem Maciejewskim, który zwrócił uwagę, że pokonanie całej trasy nie jest najważniejsze. A co może grzeszny człowiek? Może dać z siebie tyle, na ile go stać w walce ze swoją słabością. – A ekstremalna jest tylko Boża miłość – mówił wtedy kapłan.

Kiedy po przebyciu całej trasy docieramy do kościoła farnego zaczyna świtać. Nasze serca przepełnia radość i wdzięczność: nie było łatwo, ale z Twoją pomocą, Panie, daliśmy radę.

Licealistka Justyna Bulicka zdecydowała się pójść dopiero po wieczornej Mszy św., kiedy dowiedziała się o EDK. - To było dla mnie ciekawe doświadczenie, inna Droga Krzyżowa niż taka zwykła w kościele – opowiada Justyna. – Trzeba przyznać, że nie było łatwo, ale myślę, że warto było iść. Ciekawe i trafne były rozważania, nie wiem jak do innych, ale do mnie bardzo trafiały. I nie najgorzej mi się szło, choć był długi dystans, tempo marszu dosyć szybkie, noc i po drodze chciało mi się spać. To wszystko wpływało na moje przeżywanie tej Drogi Krzyżowej, a myślę, że też i innych. Kiedy po Mszy św. ksiądz powiedział, że jest taka Droga Krzyżowa i żeby się zapisywać, kto chciałby iść, pomyślałam, że może warto by pójść i spróbować swoich sił. Nie byłam nigdy wcześniej na Ekstremalnej Drodze Krzyżowej. Jestem zadowolona, że się zdecydowałam, no i że doszłam – cieszy się licealistka.

- Ekstremalna Droga Krzyżowa, którą przeszliśmy, była dla mnie niezwykłym doświadczeniem – mówi katecheta, Jan Majewski. – Około 11 godzin marszu w całkowitym milczeniu i rozważaniu tego, co Pan Jezus wycierpiał dla nas, to pełne refleksji przeżycie, taka niezwykła pustynia, na której spotykamy swoich bliskich, znajomych, ale każdy musi iść sam, dźwigać bagaż swoich doświadczeń. Bardzo ciekawe jest przeżywanie własnych kryzysów, którym podlega nasze ciało. Każdy uczestnik przeżywa podobne dramaty, ale w innym momencie i to sprawia, że jeszcze bardziej mobilizujemy się, aby pokonać własne cierpienie i iść dalej łącząc się z cierpiącym Jezusem Chrystusem. Obecność innych uczestników Drogi Krzyżowej odczuwałem jako wsparcie. Aby przejść przez tę niezwykłą pustynię konieczna jest motywacja. Dlaczego idę? Odpowiedź na to pytanie dawała mi siłę do pokonywania największych kryzysów. Im większe trudności tym gorętsza modlitwa, zwłaszcza za rodzinę i bliskich – żywych czy zmarłych. Naprawdę warto mierzyć się z takim wyzwaniem - zapewnia katecheta.