Powiedzieli "tak"

am

publikacja 14.02.2016 23:33

- Tu nie ma VIP-ów, celebrytów. Tu są ludzie, którzy mają swoje dylematy - mówi jeden z szafarzy diecezji płockiej, którzy przez ostatnie 3 dni przeżywali swoje rekolekcje w Sikorzu.

Powiedzieli "tak" Rekolekcje dla nadzwyczajnych szafarzy Komunii św. diecezji płockiej Agnieszka Małecka /Foto Gość

Uczestniczyło w nich 104 mężczyzn, w tym 27 kandydatów do tej posługi, którzy przyjęli dziś misje z rąk bp. Piotra Libery. Duchowe ćwiczenia pod hasłem: „Nowe życie w Chrystusie” poprowadził dla nich ks. dr Piotr Arbaszewski, duszpasterz rodzin z diecezji drohiczyńskiej.

- Siła mężczyzny, który jest szafarzem, ma źródło w Panu Bogu i dobrych relacjach małżeńsko-rodzinnych - mówi rekolekcjonista. Co oznacza temat rekolekcji? - Jesteśmy zaproszeni do odczytania Bożego zamysłu wobec naszego życia. Ten zamysł jest realizowany od Chrztu św. My mamy nowe życie przez to, że trwamy w Chrystusie, że jesteśmy przez Niego uświęcani przez wszystkie sakramenty. W czasie tych rekolekcji przeszliśmy przez wszystkie sakramenty, ale zatrzymałem się dłużej przy sakramencie małżeństwa, bo jako duszpasterz rodzin uznałem to za kwestie priorytetowe. Zebrani tu rekolektanci najpierw są mężami, a później szafarzami i chodzi o to, żeby ta posługa szafarza nie przerosła ich powołania. Jako szafarze są pomocnikami, a jako mężowie są generałami. Trudno być dobrym szafarzem, nie będąc dobrym mężem, w przeciwnym wypadku to będzie schizofrenia. Całe piękno szafarstwa uda im się, jeśli będą mieli piękne relacje ze swoimi żonami - wyjaśnia ks. Arbaszewski.

Dlatego podczas rekolekcji pojawiły się m.in. kwestie, do czego wzywa sakrament małżeństwa, jakie są przymioty miłości małżeńskiej, jak budować więź między małżonkami oraz pytanie o etos ojca we współczesnym świecie i jego udział w wychowaniu dzieci. - Bez takich rekolekcji nasza misja nie miałaby sensu. Trzeba się na jakiś czas od wszystkiego odciąć, pobyć sam na sam z Panem Bogiem - mówi Leszek Gołębiewski z Płońska, który jest szafarzem od 7 lat. - Dobrze, że za każdym razem jest inna specyfika tych rekolekcji. Tym razem to tematyka więzi małżeńskiej, bo tu przecież jest 90 proc. mężczyzn, którzy są mężami. Są wśród nas nawet dziadkowie. To jest wiedza, którą teraz trzeba ją wykorzystać - przyznaje Leszek Szcząchor z parafii Matki Bożej Fatimskiej w Ciechanowie, pełniący posługę szafarza od 7 lat.

- Każde rekolekcje wnoszą coś innego. U mnie to tak się układa, że przynoszą odpowiedź na moje pytania, albo jakieś sytuacje. Przed pierwszymi rekolekcjami miałem problem z regularnym czytaniem Pisma Świętego i okazało się, że były one właśnie o Piśmie Świętym. W tym roku przyszła do nas znajoma z problemem, który dotyka jej znajomych. Teraz z żoną trochę się opiekujemy tą rodziną. Przyjechałem tu, i okazało się, że to rekolekcje o świętości małżeństwa... To były typowe rekolekcje dla mężczyzn, jak żyć razem z Chrystusem, a potem z żoną, bo bez tej pierwszej relacji, ta druga się zachwieje - mówi Marcin Peszyński.

Przeczekać, przemodlić…

Niezależnie od trwania posługi szafarza, dobrze pamięta się moment wyboru i dylematy, z nim związane. - To jest posługa bardzo odpowiedzialna, dlatego trzeba było to przemyśleć dość długo. Pamiętam, że była radość, zaskoczenie, ale też obawa o to, by wykonywać to tak, by Panu Bogu było to miłe. Taką decyzję podejmuje się wspólnie z rodziną, bo posługa szafarza, jako ojca rodziny, to żywe świadectwo wiary, drogi uświęcania się w rodzinie, w małżeństwie i podążania do Boga. Na pierwszym miejscu musi być Pan Bóg, na drugim żona, potem dzieci. Podążamy przez te trzy piętra do świętości - mówi Leszek Gołębiewski, który razem z żoną jest także w Domowym Kościele.

- Rozpoczynam dziś 5. rok. Owszem, pamiętam, że było wahanie. Pierwsza propozycja bycia szafarzem, którą miałem od księdza proboszcza, padła podczas wizyty duszpasterskiej na kolędzie. Odpowiedziałem, że muszę się zastanowić. Zastanawiałem się rok. Szczerze mówiąc, miałem nadzieje, że już nie zapyta. Po roku jednak zapytał mnie znowu. Po przemodleniu, po rozmowie z żoną i dogłębnej dyskusji powiedziałem: „tak”. Funkcja nadzwyczajnego szafarza wiąże się z pewnymi konsekwencjami dla domu, dla rodziny i to musi być wspólna decyzja. To jest olbrzymia odpowiedzialność. Tę odpowiedzialność dźwiga każdy członek rodziny, ale to jest jeden ciężar - wyjaśnia Paweł Dobrzyniecki, który jest szafarzem w parafii św. Tekli w Ciechanowie.

Marcin Peszyński z Baboszewa, szafarz od 2 lat, wspomina z kolei, że swoją drogę do bycia szafarzem rozpoczął od niepewności i pytań. W czasie studiów związał się na chwilę z grupą młodych katolików, którzy ciążyli ku protestantyzmowi. Od tego momentu zaczął mocno zastanawiać się nad realną obecnością Chrystusa w Komunii św. - Uczestniczyłem we Mszy św., ale moja pewność była zachwiana. Trwało to 5 lat. Przyjmowałem Komunię św., ale nie miałem tej pewności, że to jest Pan Jezus. Mnie to bardzo nurtowało. Pamiętam jedno czuwanie Odnowy w Duchu św., gdy Pan Bóg dobitnie do mnie dotarł, że On jest obecny w Najświętszym Sakramencie. Przemknęło mi przez głowę, że u nas, w parafii, nie ma szafarza, ale to potem zniknęło. Po tej sytuacji minęły 2 miesiące, gdy ks. proboszcz mi zaproponował bycie szafarzem. Nie zastanawiałem, bo teraz wiedziałem, że to już nie jest tylko od ks. proboszcza... - wyznaje pan Marcin.

Za każdym razem od nowa

- Jako szafarz, dotykasz Ciała Jezusa. Nie tylko dłonią dotykasz, dotykasz całym sobą, całą historią swojego życia, stajesz się świadkiem. Stań się mądrym, świętym oblubieńcem dla swojej żony, bądź świadkiem dla dzieci, bądź tym, który będzie świecił we wspólnocie parafialnej. Z Jezusem będziesz przezwyciężał wszystko - takimi słowami zachęcał szafarzy ks. Piotr Arbaszewski podczas Mszy św., kończącej rekolekcje. W czasie uroczystej Eucharystii, sprawowanej w kaplicy katolickich szkół w Sikorzu, pod przewodnictwem bp. Piotra Libery 27 kandydatów otrzymało po raz pierwszy misję nadzwyczajnego szafarza Komunii św., a pozostali odnowili ją, bo to posługa, którą otrzymuje się na rok.

- Każdy rok to dla mnie nowy rozdział. Zamyka się stary, rozpoczyna nowy. Za każdym razem zastanawiam się, czy mam być szafarzem, czy nie. Za każdym razem to niewiadoma. Nie jest to dane nam na całe życie i nikt nie powiedział, że zostaniemy pochowani jako nadzwyczajni szafarze Komunii św. Byłoby to błędem i pychą. Przeciwnie, każdy kolejny rok przeżyty jako nadzwyczajny szafarz Komunii św. jest to mój sukces. Obcowanie z Chrystusem w tej formie to są chwile, które nas trzymają przy życiu - przyznaje Paweł Dobrzyniecki.

- Po każdych odnowieniach misji człowiek odradza się na nowo, z takim doładowaniem. Tak jakby zaczynał wszystko od początku. To jest po trosze symboliczne, ale bardziej duchowe, bo przypomina o odpowiedzialności za świadectwo naszej wiary - uważa Leszek Gołębiewski.

Nadzwyczajni szafarze Komunii św. są posłani, by pomagać duszpasterzom w swoich parafiach przy udzielaniu Komunii św. właśnie w szczególnych okolicznościach: podczas Mszy św. świątecznych, niedzielnych, czy podczas rekolekcji, gdy liczba przystępujących do tego sakramentu jest duża, i Eucharystia znacznie się przedłuża. Świeccy szafarze chodzą też do chorych, zanosząc im Najświętszy Sakrament. - To jest piękne, gdy chory oczekuje na Pana Jezusa. W mojej parafii zanosiłem Komunię św. starszej pani, która zmarła w listopadzie. Ona, nieświadomie, pokazała mi, że nie jest prawdą to powiedzenie, że starość Panu Bogu się nie udała. Wręcz przeciwnie. Ta osoba była niesamowicie cierpiąca, ale nigdy się uskarżała, że Pan Bóg jej nie pomógł. Napisałem świadectwo jej życia. W pewnym momencie zostały mi dwa zdania i dokończyłem po jej śmierci - wspomina pan Leszek.

Ludzie patrzą przychylniej

Świeccy szafarze spotykają się z różnymi reakcjami wiernych. Niektórzy przyznają, że budzili zdziwienie, a nawet nieufność wśród innych parafian. Wiele zależy, mówią, od postawy proboszcza i pozostałych duszpasterzy; na ile księża wyjaśnią ludziom te kwestie.

- Gdy otrzymałem tę posługę w 2009 r., byliśmy ostatnią parafią w Ciechanowie, która nie miała jeszcze szafarzy. Było nas dwóch. Na początku dla niektórych parafian „staliśmy się” księżmi, to znaczy niektóre starsze osoby mówiły do mnie „proszę księdza”. Część wiernych mimo wszystko wolała ustawić się do księdza po Komunię, a do nas podchodziła z rezerwą czy z lekką bojaźnią. Czułem nawet skupiający wzrok na sobie. Ale sądzę, że to jest nieuniknione i to już jest za nami. Na początku było też trochę emocji i napięcia, bo człowiek pierwszy raz stawał przy ołtarzu i brał puszkę z Najświętszym Sakramentem. Na pewnym poziomie to zostaje. Myślę, że potem jest radość i satysfakcja, że nasza posługa jest potrzebna - przyznaje Leszek Szcząchor.

- To jest obciążenie, bo zdarza się, że świeccy nie podchodzą do nas, bo uważają, że jesteśmy inni niż księża. I bardzo dobrze. Wiele zależy od świadomości człowieka, który jest w kościele. Jeżeli ktoś chce iść tylko do księdza, to ma do tego prawo i, że tak powiem, „wara mi do tego”. Dużo młodych ludzi podchodzi do nas, bo już nie ma takiego dystansu. Ale mam w swojej parafii starsze panie, które podchodzą specjalnie do mnie, nawet mi to powiedziały. I to jest piękne, to jest dla mnie takie świadectwo, że jestem potrzebny w kościele.

Cały czas się zastanawiam, czy jestem potrzebny, czy powinienem być... - mówi Paweł Dobrzyniecki. - Ja osobiście podczas Komunii św. mało kiedy widzę człowieka, któremu udzielam Komunii św. Nie rozpoznaję twarzy, bo jestem tak blisko z moim Panem, Który chce być u tego drugiego człowieka. Ja szczerze, za każdym razem mówię w duchu: „Panie, nie jestem godzien...”.

Mają swoje dylematy

Kim są nasi szafarze? To mężczyźni w różnym wieku (minimum to 25 lat), rozmaitych zawodów, często zaangażowani w ruchy i stowarzyszenia, np. Domowy Kościół i Akcję Katolicką. Nie uważają się za aniołów.

- Celebryci i VIP-y są w kolorowych gazetach, natomiast tu są ludzie, którzy mają dylematy. Jeśli ktoś się zapyta, czy ktoś ma stuprocentową pewność, to gdy ktoś odpowie, że tak, to albo jest krótko po spowiedzi, jest oczyszczony i „fruwa”, albo pomylił się ze swoim powołaniem... Tu, moi przyjaciele, bracia, powiedzą, że mają dylematy.

Jeden ksiądz mi powiedział: „Chrystus nie powołuje ideałów, kapłani też są różni”. Bardziej podobni jesteśmy wszyscy do celnika Mateusza, który również zapraszał swoich przyjaciół, celników. I tacy jesteśmy, każdy ma jakieś błędy życiowe, ale Chrystus nas powołał, by zanosić Jego ciało innym - mówi pan Paweł.

Na swoich barkach niosą odpowiedzialność. - My nie możemy być anonimowi, bo do tej posługi jest wybierana konkretna osoba. Za tym idzie odpowiedzialność, bo teraz ja swoim postępowaniem, swoim życiem muszę pokazać, że na nią zasługuję. Dla mnie osobiście posługa szafarza była zwieńczeniem długiego okresu życia, formacji, jakimś ugruntowaniem. Ta posługa powoduje, że człowiek patrzy na siebie przez jej pryzmat. To jest ta łaska. Ja biorę Chrystusa do ręki i ją udzielam. A przecież, niestety, często jako my, katolicy, nie doceniamy znaczenia Eucharystii, że jest ona centralnym punktem naszego życia - przekonuje Leszek Szcząchor.

Mimo że są z różnych miast i parafii, tworzą jednak pewną wspólnotę. - Mamy spotkania rejonowe, w parafiach, mamy pielgrzymki, także z małżonkami. Każdy z nas ma swoje obawy i lęki. W trakcie takich rekolekcji dzielimy się tym. Tak naprawdę to jest taka nasza druga rodzina. Tutaj nie ma „pan”, jest „brat”. Relacja jest jak powinna być w rodzinie - zauważa pan Leszek z Płońska.