Adoracja silniejsza niż bomby

s. Donata Koska

publikacja 30.01.2016 12:54

W dobiegającym końca Roku Życia Konsekrowanego odkrywamy kolejną, wspaniałą kartę z historii klasztoru mniszek Klarysek Kapucynek w Przasnyszu.

S. Maria Franciszka Pilecka, klaryska kapucynka z Przasnysza (zdjęcie wykonane w 1931 r.) S. Maria Franciszka Pilecka, klaryska kapucynka z Przasnysza (zdjęcie wykonane w 1931 r.)
Archiwum mniszek Klarysek Kapucynek

Siostra Maria Franciszka (Janina) Pilecka od Najświętszego Serca Pana Jezusa urodziła się 24 listopada 1875 roku w Białodolnej (gubernia grodzieńska) na ziemiach zabranych I Rzeczypospolitej przez imperium rosyjskie. Pochodziła z zamożnej, wielodzietnej rodziny ziemiańskiej. Janina będąc dziewczynką straciła ojca, który poniósł śmierć w czasie polowania, mając 33 lata.

W domu rodzinnym, przy pomocy nauczycielek, zdobyła solidne ogólne wykształcenie oraz znajomość języka francuskiego. Kochała piękno: malarstwo, muzykę, poezję. Ukończyła również klasę rysunkową w Warszawie u profesora Wojciecha Gersona, polskiego malarza artysty. Siostrzenica s. Franciszki, również kapucynka, s. Kolumba Goebel (1903-1994) w 1973 r. tak wspominała swą ciotkę: "Ciocia Janina wśród okolicznej młodzieży miała powodzenie.

W ogóle była lubiana i przez starych i przez młodych, a u swoich przyjaciółek w sąsiedztwie przesiadywała nieraz całe tygodnie. Dowodem tego były piękne wiersze, jakie dla niej układano i wpisywano w albumiku pamiątkowym, jaki dawniej w wieku szkolnym prawie każda panienka miała. Swój albumik s. Franciszka ozdobiła pięknymi ornamentami, że z przyjemnością się go odczytywało. Sprowadzony do klasztoru przeze mnie, jej siostrzenicę, zaginął bez wieści w czasie pożogi II wojny".

Janina o wyjściu za mąż nie myślała, zachęcana przez rodzinę, odpowiadała: "To nie dla mnie". S. Kolumba opisywała o swej ciotce, jak się "bawiła" na weselu jej matki a swej młodszej siostry Marii z Pileckich Goebel: "Oto dom pełen gości. Wszyscy bawią się i tańczą. Któryś z sąsiadów zapragnął zatańczyć z najstarszą córką gospodyni domu, panną Janiną. Ale gdzież się podziała? Szukają po całym domu. Któraś z jej sióstr pobiegła na strych szukać jej i oto widzi: przy okienku w szczytowej ścianie strychu stoi w balowym stroju, zapatrzona w ciemny szafir nieba, w gwiazdy migocące i w blask księżyca – Janina – jakby pogrążona w kontemplacji rzeczy i spraw niebieskich".

Janina Pilecka kochała Pana Jezusa i marzyła aby poświęcić się Jemu i Jego służbie. Udała się do Nowego Miasta do spowiedzi do słynnego wówczas kapucyna o. Honorata Koźmińskiego i po rozmowie z nim, dotyczącej swego powołania do służby Bożej w zakonie, już nie wróciła do domu rodzinnego na Kresy, lecz przyjechała do Przasnysza do sióstr kapucynek, gdzie została przyjęta 6 czerwca 1906 r. przez m. Izabellę Lebenstein. Rodzina mocno zaprotestowała w związku z decyzją Janiny. Zjechali do Przasnysza jej najbliżsi: matka, brat matki adwokat z Warszawy i jej siostry, aby wybić Janinie z głowy zakon i sprowadzić ją do domu.

S. Kolumba tak wspominała te odwiedziny: "Siostra Franciszka, jako próbantka, wyszła wówczas do rodziny, do zewnętrznej rozmównicy i klęcząc całowała przybyłym nogi, co jeszcze bardziej wzruszało i matkę i siostry, ale nakłonić się do powrotu do domu nie dała. Widokiem szczęśliwej córki i siostry, na razie pocieszone, wróciły do domu z kwitkiem. Jednak pusty pokój w którym Janina mieszkała, a w którym tylko kwiaty ustawiono na środku, bo nikt go na razie zająć nie chciał, a także wszystkie kąty w domu, bezustannie przypominające matce utratę córki, na nowo ożywiły w niej pragnienie, aby za wszelką cenę wyrwać ją z klasztoru". Niestety to się już nie udało.

W międzyczasie Janina otrzymała wraz z trzema innymi kandydatkami, wyjątkowe jak na owe trudne zaborcze czasy, pozwolenie (łaskę) od cara Mikołaja II na wstąpienie do nieetatowego klasztoru w Przasnyszu. Podczas obłóczyn, które odbyły się 21 kwietnia 1907 roku, otrzymała imię Maria Franciszka od Najświętszego Serca Pana Jezusa. Śluby wieczyste złożyła 10 maja 1908 r. Siostra Franciszka Pilecka była niezwykle rozmiłowaną w Panu Jezusie ukrytym w Przenajświętszym Sakramencie, prowadziła głębokie życie wewnętrzne. Miała wdzięczne usposobienie, delikatny uśmiech gościł nieustannie na jej obliczu, była ceniona i lubiana przez współsiostry.

Matka Szczęsna Maszewska wspomina pewien szczegół z życia s. Franciszki: "Po złożeniu przez s. Franciszkę ślubów wieczystych, weszłam na chwilę do górnego chóru i zobaczyłam ją klęczącą na środku przed obrazem Matki Bożej, którą bardzo kochała. Oczy wpatrzone miała w obraz, policzki zaróżowione, na ustach igrał uśmiech rozradowania. Robiło wrażenie, jakby siostra była w ekstazie, takie szczęście malowało się na jej obliczu, że już całkowicie należy do Pana Jezusa. Wymknęłam się cichutko, aby jej nie przeszkadzać w modlitwie. Była tak pochłonięta swymi myślami, że zapewne nie zauważyła mego wejścia".

S. Franciszka Pilecka została wybrana na opatkę przasnyskiego klasztoru w 1918 r., po śmierci m. Izabelli Lebenstein. Będąc przełożoną kierowała się wielkim sercem wobec sióstr. Za jej 3-letniej kadencji, do 1921 r., notuje się duży przypływ powołań m.in. wymienić należy: s. Zytę Ścisło, s. Józefinę Sadowską, s. Izabelę Mikucką, s. Genowefę Siejkę, s. Janinę Dzięciołowską, s. Gabrielę Sińską, s. Serafinę Kożuchowską, s. Małgorzatę Sadowską, s. Symplicję Roloff, s. Hiacyntę Stachelską.

S. Franciszka Pilecka w późniejszych latach była wikarią, ogrodniczką, zajmowała się malarstwem artystycznym. Miała porywcze usposobienie, lecz po jakimś nietakcie wynikającym z życia wspólnego, to ona sama szybko pierwsza podchodziła do innej siostry, przepraszała. Była skromna i dobra, pokorna i milcząca. S. Franciszka każdej nocy wstawała o 23 i do północy miała adorację Najświętszego Sakramentu.

Chodziła na tę nocną adorację z maleńką naftową lampeczką (kopciuszkiem) oklejoną zieloną bibułką. Nowicjuszki, gdy zobaczyły idące w ciemnościach to światełko, czy wieczorem, czy w nocy, mówiły: "O, wilcze oczko idzie", miało to znaczyć, że idzie s. Franciszka. O północy dzwoniła w dzwon na wieży kościoła wzywając zakonnice do nocnego uwielbiania Stwórcy. Czyniła to aż do deportowania wspólnoty do obozu koncentracyjnego Soldau w Działdowie. Do lagru zabrała ze sobą z klasztoru tylko brewiarz, budzik i pędzelki…, tam malowała esesmanom widoki na pamiątkę "nach Soldau", a oni cieszyli się jak dzieci z ręcznej pracy kapucynki – więźnia.

Po uwolnieniu z obozu, gdy siostry zamieszkały w Suchowoli na Białostocczyźnie, s. Franciszka codziennie wcześnie rano pierwsza wychodziła do kościoła, a gdy kościół był zamknięty klękała na śniegu w zimie pod jego drzwiami i czekała aż kościelny przyjdzie go otworzyć. Podczas bombardowania Suchowoli w 1944 r. ksiądz wikary przyniósł Najświętszy Sakrament do domu sióstr. Matka Szczęsna wspomina: "Front i bombardowanie Suchowoli stały się dla s. Franciszki rajem na ziemi. Cały czas przesiedziała na krzesełku za drzwiami, w prowizorycznej kapliczce, urządzonej w naszym mieszkaniu, w pokoiku, gdzie Pan Jezus został przeniesiony z kościoła, którego wieże przez odchodzących Niemców zostały wysadzone w powietrze.

Kule i bomby rozrywały się dzień i noc dokoła, ale s. Franciszka obojętna na wszystko, pogrążona była w adoracji ukrytego Boga, który dosłownie o dwa kroki od niej spoczywał w tabernakulum, ustawionym na stole, jako prowizorycznym ołtarzu. Miała wtedy możność bez przerwy i prawie w samotności nasycać się Tym, do którego dusza jej rwała się przez całe życie". Życie tej gorliwej służebnicy Bożej to jedna długa adoracja Jezusa Eucharystycznego. Jedynym pragnieniem gorącej duszy s. Franciszki było, aby dobry Bóg pozwolił jej po śmierci adorować Przenajświętszy Sakrament, póki Bóg w Hostii ukryty na ziemi będzie przebywać.

S. Franciszka Pilecka, po powrocie wraz z całą wspólnotą z tułaczki wojennej do Przasnysza, coraz bardziej słabła, wycieńczona cierpieniami w obozie koncentracyjnym, oraz trudami wygnania i ciężką zimową podróżą. Namalowała jeszcze słabnącymi rękoma dwa przepiękne obrazy zdobiące kościół klasztorny kapucynek w Przasnyszu na górnej kracie: św. Franciszka błogosławiącego Asyż  i św. Franciszka przemawiającego do ptaków. Do 7 sierpnia 1945 roku jeszcze resztkami sił przychodziła przed Najświętszy Sakrament, modliła się w górnym chórze zakonnym, siedząc ukryta w kąciku.

Do Matki Szczęsnej, która ją tegoż ostatniego dnia spotkała w chórze, z uśmiechem, złożywszy ręce jak do modlitwy i pokazując palcem w górę wyszeptała: "Tam, na tamtym świecie będę się za wszystkich modliła, bo już Tam odchodzę". Od tej chwili straciła mowę i oczekiwała na przyjście Pana Jezusa. Uśmiechem dziękowała za przysługi opiekującym się nią siostrom. Spokojnie odeszła do domu Ojca, otoczona modlitwą różańcową sióstr, dnia 18 sierpnia 1945 roku. Pochowana w podziemiach kościoła kapucynek w Przasnyszu.