Rześkie zanurzenie

Agnieszka Otłowska

publikacja 28.12.2015 15:05

W makowskim zalewie kilkanaście osób zażyło zimnej poświątecznej kąpieli.

Pośród miłośników zimnej kąpieli byli również członkowie makowskiego klubu sportowego "Maków biega" Pośród miłośników zimnej kąpieli byli również członkowie makowskiego klubu sportowego "Maków biega"
Agnieszka Otłowska /Foto Gość

W samo południe kilkudziesięciu amatorów kąpieli w zimnym zalewie wspólnie zanurzyło się w wodzie. Kąpielą zaraz po świętach rozpoczęli nowy zwyczaj, który wpisze się w kalendarz klubu sportowego "Maków biega".

Do Makowa przyjechali z tej okazji między innymi członkowie pułtuskiego klubu morsów. Ich rozgrzewkę i zanurzenie z brzegu obserwowało kilkanaście osób.

Zapaleńców nie zabrakło. Makowskie morsy po intensywnej rozgrzewce, z doborowym humorem podwójnie zanurzali się w zimnej wodzie, aż po samą szyję. Twierdzą, że taka aktywność wpływa pozytywnie na ich samopoczucie.

- Pomysł na morsowanie padł podczas wigilii klubowej - mówi Bartosz Packo. - Pomysłodawcą był burmistrz miasta Tadeusz Ciak. Co prawda, nie ma go razem z nami, ale zapewne trzyma za nas kciuki. Morsowanie jest zdrowe; chcieliśmy sami się przekonać, jak to wygląda. Szkoda, że nie ma mrozu ani lodu, jednak i tak woda jest bardzo zimna - dodaje.

Morsy twierdzą, że taka kąpiel to najlepsze, co można zrobić, żeby rozruszać się po świętach. Zimna woda wpływa na lepsze krążenie krwi i samopoczucie. - Ja morsuję drugi sezon - mówi Danuta Ciszewska z grupy morsów z Pułtuska. - Zamiłowanie do takiej aktywności zaszczepił we mnie kolega z pułtuskiego klubu morsów. Tam po dłuższym morsowaniu klub sportowy "Maków biega" zachęcił nas, by wspólnie rozpocząć morsowanie w Makowie.

- W morsowaniu najfajniejsze jest to, że ma się takie "pozytywne fluidy", kiedy się wchodzi do zimnej wody - wtrąca Radosław Dynek, który morsuje pierwszy raz. - Nie myśli się o tym, co było kiedyś, o tym, co będzie później, ale liczy się tylko tu i teraz. Czujesz, że żyjesz. Krew zaczyna też inaczej krążyć. I o to w tym chodzi. W sumie to taka krioterapia - uważa.

- Największy stres jest wtedy, gdy na dworze jest duży mróz i trzeba wejść do wody - śmieje się Danuta Ciszewska. Ale tym razem, dzięki przyjaznej aurze, morsom w Makowie się "upiekło".