Podsłuchuję uderzenia Serca Jezusa

s. Donata Koska

publikacja 23.12.2015 12:00

"Czyż może być lepsza przełożona nad siostrę" - pisał bł. o. Honorat Koźmiński do m. Marii Izabelli Lebenstein - pierwszej przełożonej klasztoru klarysek kapucynek w Przasnyszu.

Rysunek z portretu m. Mari Izabelli Lebenstein, namalowanego w 1907 r., na 50. rocznicę profesji przez s. Franciszkę Pilecką Rysunek z portretu m. Mari Izabelli Lebenstein, namalowanego w 1907 r., na 50. rocznicę profesji przez s. Franciszkę Pilecką
Archiwum mniszek Klarysek Kapucynek

Matka Maria Izabella od Przenajświętszego Sakramentu - Franciszka Lebenstein - urodziła się 4 kwietnia 1838 r. w Gąsewie w ówczesnym Królestwie Polskim, w wielodzietnej rodzinie zubożałych ziemian. Rodzicami jej byli Wincenty i Teresa z Głódziów. Ukończyła Elementarną Szkołę Parafialną w miejscu swego urodzenia. Jako młoda dziewczyna wyemigrowała do pracy do Warszawy, gdzie jej starsze siostry prowadziły szwalnię. W stolicy uczęszczała do kościoła kapucynów przy ul. Miodowej, tam też poznała wybitnego kapłana i zakonnika o. Honorata Koźmińskiego i korzystała z jego posługi w konfesjonale. Dzięki pomocy o. Honorata odkryła swoje powołanie do świadczenia uczynków miłosierdzia ubogim i cierpiącym. W 1856 r. wstąpiła do nowo organizującego się w Warszawie zgromadzenia felicjanek. Podczas obłóczyn otrzymała imię s. Maria Izabella od Najświętszego Sakramentu. Była jedną z pierwszych towarzyszek założycielki Zofii Kamili Truszkowskiej - bł. Marii Angeli - w dziele opieki nad osieroconymi dziećmi i bezdomnymi kobietami.

W 1860 r. s. Izabella dołączyła do założonej w domu macierzystym zgromadzenia przy ul. Daniłowiczowskiej w Warszawie ścisłej klauzury, liczącej 11 sióstr.

Po upadku powstania styczniowego, w ramach represji, władze carskie dokonały dotkliwej kasaty klasztorów. W grudniu 1864 r. uległo również kasacie zgromadzenie felicjanek. Siostry czynne otrzymały nakaz zdjęcia habitów i rozejścia się do rodzin, zaś kilkanaście klauzurowych, w gronie których była również s. Izabella Lebenstein, przeniesiono do klasztoru bernardynek w Łowiczu. Do sióstr klauzurowych dołączyła założycielka i przełożona generalna m. Angela Truszkowska. W 1866 r. po wyjeździe m. Angeli Truszkowskiej z Łowicza do Krakowa, w celu ponownego organizowania zgromadzenia w Galicji, s. Izabella została wybrana na przełożoną sióstr klauzurowych. To w Łowiczu w 1870 r. felicjanki klauzurowe kierowane przez o. Honorata Koźmińskiego, przyjęły zredagowane przez niego konstytucje zakonne opracowane na wzór kapucynek rzymskich i zostały nazwane kapucynkami.

Był rok 1871. Kapucynki otrzymały od ówczesnego rządu pobernardyński klasztor w Przasnyszu. Trwał jednak w zaborze rosyjskim ogólny zakaz przyjmowania kandydatek do zakonu, co groziło wymarciem klasztorów. Jednak aż siedem sióstr kapucynek przasnyskiej wspólnoty doczekało się dekretu tolerancyjnego z 1905 r. W wyniku kolejnych starań klasztor otrzymał od cara zgodę na przyjęcie czterech nowicjuszek.

Wówczas to właśnie m. Izabella, którą i po przyjeździe do Przasnysza wybrały siostry na przełożoną, formowała młode siostry i podtrzymywała żywotność klasztoru. Była wzorową zakonnicą. Delikatna, wrażliwa i subtelna w zachowaniu, posiadała wybitne zdolności kierowania wspólnotą opartą na zjednoczeniu serc. Była człowiekiem wiary, modlitwy i kontemplacji. Pilnie zachowywała ustawy zakonne, życie wspólne, wielkim szacunkiem darzyła kapłanów.

Matka Izabella była niezmiernie gorliwa w służbie Bożej, umartwiona i bardzo pokorna. Było jej wielkim staraniem, aby kapucynki przetrwały, wierzyła też, że Bóg uczyni cud i przyjdą nowe "szczepki" i nastanie odrodzenie. Wypraszała u Boga tę łaskę swoją modlitwą i świętym życiem. Gdy jej siostry po kolei odchodziły do Boga, bohaterska opatka trwała dzielnie na swoim posterunku: pierwsza w chórze na modlitwach, pierwsza na wszystkich zajęciach zakonnych. Mimo starszego wieku godzinami klęczała wyprostowana na posadzce w chórze przed Panem Jezusem ukrytym w Najświętszym Sakramencie. W jednym z listów do swego kierownika duchowego wyznała: "W duchu nie raz tak czynię, myśląc, że nie puściłabym Przenajświętszej Hostii od siebie, dopóki bym się nie spaliła od ognia miłości z Niej tryskającego. Gdy patrzę na Najświętszy Sakrament w monstrancji, podsłuchuję uderzenia Serca Pana Jezusa pod zasłoną Eucharystii" (list z 1880 r.).

W nocy siostry spotykały przełożoną na modlitwie, leżącą krzyżem w chórze zakonnym. Aby utrzymać nocną modlitwę, gdy siostry chorowały, lub odchodziły z tego świata i zmniejszała się ich liczba, wstawała sama, szła do chóru, zapalała lampkę i sama na głos odmawiała brewiarz. Rankiem budziła siostry, dzwoniła w dzwon, osobiście opiekowała się chorymi, oddawała siostrom wszystkie posługi. W zapisach kronikarskich s. Szczęsna od Krzyża wspominała sytuację, gdy w 1907 r. jako postulantka była obsługiwana przez opatkę: "Matka Izabella odznaczała się wielką miłością przy obsłudze chorych. Pamiętam, że kiedyś leżałam, bo mi coś dolegało. Matka przyszła mnie odwiedzić, a widząc, że trzeba oddać najniższą posługę, jaką się zwykle chorym oddaje, bez słowa, z miejsca to uczyniła. Było mi bardzo przykro, że ja, młoda, jestem tak obsługiwana przez starszą przełożoną".

S. Celestyna Cerulli z Przasnysza tak pisze o m. Izabelli do o. Honorata w 1884 r.: "Niech ojciec będzie łaskaw i zabroni matce, bo jak jest Jutrznia w lecie o 1-szej godzinie, żeby matka nie wstawała dzwonić o 24.00. Matka mówi, że wstaje, bo ludzie przyzwyczajeni, że o 12 w nocy się u nas dzwoni. Późno najczęściej matka się położy, bo w samej rzeczy w tym obowiązku nie zawsze może się wcześniej położyć; wstaje o północy zadzwonić na Jutrznię i później znów o 1-szej na mówienie Jutrzni. Rano musi matka wstać, bywa, że jeszcze wcześniej jak o 5-tej rozbudzona. Bardzo się może wyniszczyć przez brak snu. Trudno matkę też nakłonić czy do przyjęcia chociaż kubka mleka, żeby się posiliła trochę, opiera się temu, że zdrowa, a wygląda nieraz bardzo nędznie, ale już nawet powstrzymuję się w przyniesieniu w czem matce jakiej ulgi, wzmocnienia sił, wiedząc, że takie wielkie trudności i opierania się temu czyni i najczęściej że nic nie chce przyjąć".

Te słowa siostry świadczą o wielkim umartwieniu m. Izabelli, o jej pragnieniu modlitwy i pokuty. Listy świąteczne, zwłaszcza bożonarodzeniowe, pisane przez o. Honorata do klasztoru przasnyskiego, m. Izabella odczytywała po Pasterce w chórze zakonnym stojąc przy żłóbku. Były to chwile wzruszające. Gdy przemawiała do wspólnoty, zawsze zaczynała słowami: "Moje drogie siostry!...". Często z łagodnością powtarzała siostrom, że bardzo pragnie, aby było zachowywane we wspólnocie to wszystko, co zaleca o. Honorat - fundator, gdyż to jest wolą Boga, bowiem oddaje ducha św. Franciszka i św. Klary.

Z zachowanej bogatej korespondencji z o. Koźmińskim wynika, że Izabella Lebenstein wielokrotnie zwracała się do niego z prośbą o zwolnienie jej z urzędu opatki. Nigdy nie czuła się dobrze w tej roli, jako osoba z natury cicha, pokorna, oddana modlitwie i pokucie. O. Honorat, na krótko przed swą śmiercią, w 1915 roku, tak pisał do niej na ten temat z Nowego Miasta: "[…] czyż może być lepsza nad tę, która dotąd całe zgromadzenie na duchu i w możliwej obserwancji zachowywała? Nie zastąpi jej ani żadna obca, ani żaden z ojców, ani kapłan, choćby był świętym. Niech więc Czcigodna Matka trwa w swojej ofierze do końca i niech będzie pewna, że Bóg za nią wszystko poprowadzi i że jej prace nad siostrami przyjmie tak jak najwznioślejsze kontemplacje".

O. Honorat nigdy nie zadośćuczynił prośbom m. Izabelli dotyczącym zwolnienia jej z przełożeństwa. Widział w niej wzorzec gorliwego przestrzegania ustaw zakonnych i doceniał niezwykłą determinację, z jaką walczyła o trwanie wspólnoty. W rezultacie m. Izabella, jako pierwsza opatka kapucynek, prowadziła zgromadzenie przez ponad pół wieku (52 lata), w najtrudniejszym dla niego okresie.

W ostatniej, trwającej 10 dni chorobie, którą było zapalenie płuc, uwydatniła się z całą mocą jej miłość bliźniego, bowiem umęczona wysoką gorączką jeszcze pamiętała i poleciła siostrom, aby przebywającego w Przasnyszu o. Kazimierza Kuderkiewicza, kapucyna, odwieźć furmanką zaprzężoną w konie do kolei.

M. Maria Izabella Lebenstein odeszła do Boga 17 sierpnia 1918 r. Kronika zawiera słowa o ostatnich jej ziemskich chwilach: "Śmierć przyszła niespodzianie. Siostry zapaliły gromnicę. Matka odeszła cicho, cicho oddała Bogu swą duszę, jak cichym było całe jej życie".

Nie doczekała wyzwolenia ojczyzny, ale wytrwała do chwili, gdy z trudnej, kilkudziesięcioletniej nadziei na przetrwanie wspólnoty zakonnej sióstr kapucynek zaczęła się rodzić pewność, że zgromadzenie nie tylko trwać będzie, ale i będzie się rozwijać. Uroczystościom pogrzebowym przewodniczył ks. Józef Piekut, dziekan przasnyski, wraz z ks. Józefem Czarneckim, kapelanem kapucynek i wieloma innymi księżmi przybyłymi z okolic Przasnysza.

Według zapisów kroniki, ks. dziekan J. Piekut "podkreślał w kazaniu zasługi zmarłej, że w tak trudnych warunkach, przez tyle lat potrafiła przewodniczyć zgromadzeniu i utrzymać w nim, o ile to było możliwe, ducha franciszkańskiego i obserwację zakonną. Mówił, że m. Izabella była wzorową zakonnicą, ogólnie szanowaną i czczoną przez całą okolicę i duchowieństwo. Mówił, że jej szlachetne serce współczuło przasnyskiej biedocie i na większe uroczystości w roku – jak Boże Narodzenie czy Wielkanoc, a także na jej imieniny - były przygotowywane przez siostry specjalne, obfite dary w żywności dla tych biedaków. Pieczono ciasto i mięso ukwestowane szło na poczęstunek dla nich".

Po śmierci m. Izabelli siostry wysyłały do innych klasztorów informację: "Pokornie prosimy o święte modlitwy za duszę śp. ukochanej naszej Matki Przełożonej Marii Izabelli Lebenstein, która zasnęła w Bogu d. 17 sierpnia 1918 roku w klasztorze Sióstr Kapucynek w Przasnyszu w Ziemi Płockiej. Pokój Jej świętej duszy". A jak przasnyskie siostry postrzegały swoją przełożoną, niech świadczą słowa niektórych z nich pisane w skrytości ich sumień do o. Honorata:

"Ja u matki Izabelli widzę wszystkie cnoty dobrej zakonnicy, nawet świętej, jak się spodziewamy, że ona nią będzie, a może już jest " - s. Ludwika od Krwi Przenajdroższej (1836-1919).

"Franciszka żaliła się na poszarpany habit. Tak mnie to dotknęło (jako westiarkę), że zaraz nazajutrz poszłam do matki, żeby matka pozwoliła dać jej nowy, który dla matki był uszyty. Matka zaraz z radością na to przystała" - s. Salomea od Siedmiu Boleści NMP (1826-1882).

"Matka nasza taka pokorna, że księdzu nie chciała uwagi zwrócić…" - s. Agnieszka od św. Stanisława Kostki (1836-1909).

Przasnyską opatkę również ceniła bł. A. Truszkowska – założycielka zgromadzenia. W 1866 r. z Krakowa w liście do o. Honorata zamieściła takie oto słowa dotyczące m. Izabelli Lebenstein: […] »Izabella jest święta…«”. A o tym, jak m. Izabella była ceniona przez siostry kapucynki z Kęt, niech świadczą słowa s. Marii Buchwald z tamtejszego klasztoru kapucynek, napisane jeszcze w 1893 r. do o. Honorata: „Tkliwie mnie rozczuliła szlachetna wdzięczność naszej matki opatki [Józefy Ramelowej] – oto w sobotę urządziła nam sutą rekreację na cześć matki opatki z Przasnysza, zapowiadając o niej, w te odezwała się słowa: »Siostry moje! Ponieważ to był wczoraj dzień imienin matki opatki z Przasnysza, na uczczenie jej pamięci będziecie dziś od nieszporów miały rekreację, bo wczoraj był piątek, nie chciałam więc w dniu Męki Pańskiej przerywać waszego skupienia […]. – A choć nie wszystkie tu znacie tę zacną i świętą matkę, upewniam was, że Jej to modłom i pracy zawdzięczamy nasze wychowanie duchowe, a więc i naszą tu egzystencję, zasługuje więc, abyśmy choć w ten sposób uczciły jej pamięć i okazały naszą miłość i wdzięczność”

Zaś sama Maria Izabella Lebenstein, w 1878 r. do o. Honorata tak pisała na swój temat: "Główne moje postanowienia są trzy: cnoty miłości Boga i bliźniego i żebym się stała cichym barankiem...". Doczesne szczątki Izabelli Lebenstein spoczywają do dziś w podziemiach kościoła klarysek kapucynek w Przasnyszu.