Ich krew woła o wierność

wp /red.

publikacja 21.11.2015 16:07

- Dlaczego są prześladowani i giną chrześcijanie? Bo serca wielu ludzi są zepsute - mówił w płockiej katedrze bp Piotr Libera, otwierając VIII Sympozjum Naukowe Akcji Katolickiej Diecezji Płockiej.

Bp Piotr Libera przewodniczy Mszy św. w płockiej bazylice katedralnej Bp Piotr Libera przewodniczy Mszy św. w płockiej bazylice katedralnej
ks. Włodzimierz Piętka /Foto Gość

- Mówcie głośno o tej niesprawiedliwości i śmierci niewinnych mordowanych za wiarę, módlcie się, a sami strzeżcie się światowości - apelował do uczestniczących we Mszy św. w płockiej katedrze członków Akcji Katolickiej i Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży. Msza św. pod przewodnictwem biskupa płockiego rozpoczęła VIII Sympozjum Naukowe Akcji Katolickiej.

Zastanawiał się, m.in. gdzie i kiedy zaczyna się prześladowanie. I odpowiadał: kiedy nie bronimy wiary w sobie. - Człowiek pozwalający, by ogarnęła go światowość, traci tożsamość chrześcijańską; staje się niezdolny do konsekwentnego życia swą wiarą, na przykład deklaruje się jako praktykujący, ale w swojej pracy domaga się łapówek. Duch chrześcijański - mówi papież - tożsamość chrześcijańska nigdy nie jest egoistyczna, unika zgorszenia, uzdrawia innych, daje przykład konsekwencji - mówił biskup płocki.

Poniżej publikujemy kazanie bp. Piotra Libery, wygłoszone w płockiej bazylice katedralnej w sobotę 21 listopada.

1. Inaugurujemy tą Eucharystią obchody kolejnego święta Akcji Katolickiej naszej diecezji. Inaugurujemy je już po raz VIII sympozjum, zatytułowanym w tym roku w jakże boleśnie aktualny sposób: "Otwarci na wołanie świata – o solidarność z prześladowanymi". Inaugurujemy je we wspomnienie Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny. W pismach starożytnych chrześcijan mocno pamiętano, jak to maleńka Maryja została ofiarowana przez rodziców, Annę i Joachima, do służby w Świątyni Jerozolimskiej; jak jako dziewczynka – sama przysposobiona już przez Niepokalane Poczęcie na świątynię, w której miał się począć Zbawiciel świata – usługiwała w pokorze w miejscu świętym narodu wybranego... Zainaugurujmy więc to Wasze świętowanie – jak na ludzi Kościoła przystało – wpatrując się w jej piękną, dziewczęcą - taką Skępską i taką Katedralną, z tej uroczej płaskorzeźby Pani Mazowieckiej, postać - oraz wsłuchując i przyjmując do serc słowo Boże.

2. Stawia nam dzisiaj ono przed oczy dwa rodzaje ludzi. Ludzi o zepsutym sercu, tak innym od serca Maryi... Pierwszy, to władca, który z niczym i z nikim się nie liczy: ani z Bogiem, ani z głosem ofiar, ani z głosem sumienia... W pewnym momencie, przegrywając kolejne batalie, zaczyna jednak rozumieć, że jego życie kończy się klęską... Oto w jednym z podbitych krajów, gdzie on, król, zakochany w pogańskiej kulturze, usiłował narzucić tę kulturę swoim poddanym, wybucha powstanie, a jego uosobieniem stają się opisani w Drugiej Księdze Machabejskiej: mężny kapłan Eleazar oraz matka 7 synów, umacniająca ich do odwagi w obliczy niechybnej śmierci. Chodzi oczywiście o naród wybrany i o powstanie Machabeuszy. Największym aktem tego powstania było oczyszczenie sprofanowanej przez pogan świątyni jerozolimskiej i ponowne jej poświęcenie. To właśnie z powodu tych wydarzeń Antioch IV Epifanes, bo o niego chodzi w tej opowieści, król z dynastii syryjskich Seleucydów, uświadamia sobie dzisiaj niegodziwość swoich czynów, skierowanych przeciwko różnym miejscom świętym ówczesnego świata... Przypomina sobie zwłaszcza "zło – cytuję - którego dopuścił się w Jerozolimie". Tym złem było zbezczeszczenie świątyni, w której po wiekach usługiwać będzie młodziutka Maryja... Jego zepsutym sumieniem wciąż jednak miotają sprzeczności: z jednej strony próbuje się usprawiedliwiać przed Bogiem, sądząc, że w "używaniu swej władzy był łaskawy i miłosierny", z drugiej dobrze wie, że "bez przyczyny wydał rozkaz, aby wytępić wszystkich mieszkańców ziemi judzkiej".

3. Drodzy Moi! Iluż takich władców było w dziejach ludzkości: Herodów i Neronów, Selimów Okrutnych i imperatorów, jednym skinieniem ręki posyłających na Sybir tysiące nieszczęśników; Hitlerów i Stalinów; twórców ubeckich katowni i miejsc odosobnienia setek księży i zakonnic; maoistów i czerwonych Khmerów; przywódców muzułmańskich kalifatów w Syrii, Sudanie i centralnej Afryce... Ale przecież przede wszystkim musimy powiedzieć: ileż było, jest ich ofiar! Ileż było, jest pośród tego wszystkiego - trwogi i fizycznego cierpienia tysięcy naszych prześladowanych Sióstr i Braci! Czy można sobie wyobrazić strach 13-letniej chrześcijanki, porwanej w Nigerii przez Bokoharam wraz z setkami jej towarzyszek niedoli i traktowanej jak żywy towar? Małej dziewczynki o śniadej twarzy, tak podobnej do tej z Nazaretu? Czy można sobie wyobrazić trwogę chrześcijańskiej rodziny: dzieci, rodziców, dziadków, których drzwi domu gdzieś w Syrii czy Iraku nocą ktoś oznacza literą "N" – "nazarejczycy", a nazajutrz przychodzi trzech mężczyzn z automatami i wyrzucają całą rodzinę z tego domu lub zabijają. Czy można sobie wyobrazić scenę, gdy naszego brata Kopta, naszego brata Syryjczyka przyodziewają w jakiś pomarańczowy kaftan i stają nad nim z kindżałem, którym za chwilę poderżną mu gardło? Czy można wyobrazić sobie smutek moich współbraci - biskupów Syrii i Iraku, którzy widzą swoje zniszczone katedry, starsze od tej bazyliki? A przecież to nie tylko o chrześcijan nam chodzi. Chodzi po prostu o siostry, braci, z którymi łączy nas nasz człowieczy los... Którzy jak my kochają, pracują, mają swoje pragnienia, mają swoich bliskich, przyjaciół... Wyobraźmy sobie tę chwilę trwogi, którą przeżyli ci, którzy tydzień temu, wieczorem, siedzieli w Paryżu w pizzerii lub słuchali koncertu. I nagle, niespodziewanie, stanął przed nimi młody chłopak, posłany przez jakieś samozwańcze państwo islamskie, przez jakiegoś samozwańczego imama al Bagdadiego. I zaczął ich metodycznie, okrutnie rozstrzeliwać... Czy także oni nie przyzywają naszej solidarności? Czyż nie brzmi jeszcze w naszych uszach ich krzyk, wołanie o pomoc?

4. Jak na ten krzyk, na to wołanie odpowiadać? Naszą odpowiedzią nie może być bezsilność – chrześcijanin nigdy nie jest bezsilny. Naszą odpowiedzią nie może też być pusta retoryka, pustosłowie, które prezentują saduceusze z dzisiejszej Ewangelii. To drugi typ człowieka o zepsutym sercu, o którym chcę mówić. W debacie z Jezusem przedstawiciele tej prawdziwej "śmietanki", creme de la creme ówczesnego narodu wybranego wymyślają naprędce jakąś niestworzoną, nieprawdopodobną historię. Po co? Żeby nie musieć przyjąć Go jako Mesjasza, żeby nie przyjąć prawdy o życiu wiecznym w zmartwychwstałym ciele; żeby trwać w swoim wygodnym status quo - obronić swoje przywileje, czerpane z udziału we władzy, z kolaboracji, z kłaniania się temu światu. Jezus zdaje się odpowiadać na to: Panowie, przestańcie patrzeć na wszystko w perspektywie tego świata. Bo jest sąd, jest życie wieczne i jest zmartwychwstanie. Ale ten sąd, to życie wieczne – podkreśla - rządzi się zupełnie innymi prawami, niż myślicie. Zbawieni "będą jak aniołowie". A to oznacza: ciało ludzkie, a jednocześnie sposób przekazywania, komunikowania miłości objawi się w tamtym świecie inaczej – pełniej, doskonalej. Jednych - tak jak dzisiaj Antiocha, ale przecież także Mussoliniego, Bieruta, generałów Jaruzelskiego, Płatka czy Kiszczaka - ta perspektywa sądu poruszała i dlatego szukali – choćby przed śmiercią - pojednania z Panem Bogiem, innych – jak saduceuszy – niestety, nie. 

5. Jak więc odpowiadać? – pytam raz jeszcze. Z jednej strony na pewno musimy bić na alarm i wołać o pomoc wszystkich ludzi dobrej woli, którzy wiedzą, że należy żyć zgodnie z tą zasadą – dobro należy czynić, zła unikać. Zabijanie niewinnych ludzi jest złem, jest szaleństwem. Ludzie, którzy tego nie rozumieją i milczą albo uprawiają pustosłowie, również są ludźmi złymi i pozbawionymi najbardziej elementarnych zasad. Zatem nagłaśnianie to jeden kierunek i płocka Akcja Katolicka w tym kierunku, choćby przez dzisiejsze Sympozjum, pragnie pójść. Drugi kierunek, to modlitwa. I to nie modlitwa za nieżyjących prześladowanych, bowiem ci są męczennikami i to oni modlą się za nas. Powinna to natomiast być modlitwa o nawrócenie i opamiętanie tych, którzy dopuszczają się przemocy; którzy przemoc akceptują; którzy widzą w niej sposób na propagowanie swojego świata chorych idei; sposób na wymierzanie sądu bezbożnemu światu... I trzecia rzecz. Papież Franciszek od kilku dni, podczas swoich codziennych Mszy św., wyjaśnia słowo Boże, zawarte w Księgach Machabejskich, odwołując się do jednej z najbardziej krytykowanych przez siebie postaw – do światowości. Światowość – mówił dwa, trzy dni temu w kaplicy Domu Świętej Marty - skłania nas do życia niekonsekwentnego: co innego głosimy, a inaczej żyjemy. Człowiek, pozwalający, by ogarnęła go światowość, traci tożsamość chrześcijańską; staje się niezdolny do konsekwentnego życia swą wiarą, na przykład deklaruje się jako praktykujący, ale w swojej pracy domaga się łapówek. Duch chrześcijański – mówi papież - tożsamość chrześcijańska nigdy nie jest egoistyczna, unika zgorszenia, uzdrawia innych, daje przykład konsekwencji. Tak, właśnie tak możemy pokazać – jak uczył Tertulian, afrykański apologeta z II wieku - że krew męczenników nie idzie na marne; więcej, że wciąż staje się posiewem chrześcijan, autentycznego chrześcijaństwa!

Matko Boża z Nazaretu i z Jerozolimskiej Świątyni, ucz nas takiej solidarności z prześladowanymi!

Święta Mario od Jezusa Ukrzyżowanego, Mała Arabko, całą sobą otwarta na Ducha Świętego, otwieraj serca chorych na nienawiść swoich ziomków!

Święci Męczennicy z Otranto, z Bliskiego Wschodu i Północnej Afryki, także Ci jeszcze niewyniesieni na ołtarze, pomóżcie nam na wasz wzór być konsekwentnymi w wierze i miłości! Amen.