Z Lubowidza na ołtarze

wp, red

publikacja 27.09.2015 00:00

"Nowa błogosławiona to wielki dar dla Kościoła w Polsce, a szczególnie dla naszej diecezji" - napisał bp Piotr Libera w słowie skierowanym do wiernych diecezji płockiej.

Relikwiarz bł. Klary Szczęsnej (w tle jej obraz) Relikwiarz bł. Klary Szczęsnej (w tle jej obraz)
Miłosz Kluba /Foto Gość

W Lubowidzu, Żurominie, Mławie i Zakroczymiu są duchowe korzenie powołania nowej błogosławionej Kościoła. I choć nie zachowało się wiele materialnych śladów, to jednak po niektórych faktach, wspomnieniach i zapiskach możemy naszkicować fascynujący portret współzałożycielki sercanek.

Urodziła się we wsi Cieszki, w parafii Lubowidz, 18 lipca 1863 roku. Została ochrzczona w kościele parafialnym. W księgach metrykalnych zachował się opis tego aktu pod datą 24 lipca. To właśnie na podstawie zapisków w księgach parafialnych można stwierdzić, że życie jej rodziny cechował brak stabilizacji: ojciec Ludwiki (takie było jej imię z chrztu) jest nazwany raz „fabrykantem”, innym razem określany jest jako „ekonom majątku Cieszki” albo „gajowy”. Były to  trudne czasy powstania styczniowego, represji carskich i zniesienia pańszczyzny. W takich okolicznościach dorastała Ludwika.

Dla jej duchowego życia wielkie znaczenie miało pobliskie sanktuarium św. Antoniego w Żurominie, do którego wielokrotnie pielgrzymowała z matką. Gdy Ludwika miała zaledwie 12 lat, jej matka zmarła, a ojciec szybko ożenił się po raz drugi. Te wydarzenia były dla niech głębokim wstrząsem, ale zmusiły ją również do większej samodzielności. Wiadomo, że nie miała możliwości uczęszczania do szkoły, ale od wędrownych nauczycieli nauczyła się czytać i pisać. Na podstawie zapisków możemy stwierdzić, że miała pismo wyraźne i staranne oraz poprawne ortograficznie i gramatycznie.

Od dziecka Ludwika pracowała jako krawcowa - w taki sposób zarabiała na życie. Zachowała się jej legitymacja z 1878 roku, gdy miała 15 lat. Była ładną dziewczyną, średniego wzrostu, o regularnych rysach twarzy, niebieskich oczach i jasnokasztanowych włosach.

Gdy miała lat 17, ojciec wraz z macochą postanowili wydać ją za mąż. Wybrano już kandydata, a wola ojca wydawała się kategoryczna. Ale Ludwika postanowiła poświęcić się Bogu, dlatego najpierw chciała przekonać ojca, ale gdy ten wyznaczył już datę ślubu, ona zdecydowała się na ucieczkę z domu.

Udała się do Mławy. Tam prawdopodobnie zatrzymała się u krewnych, a na życie zarabiała jako krawcowa. Pozostała tam około pięciu lat. Biografowie matki Szczęsnej zwracają uwagę, że był to czas jej duchowego dojrzewania i jeszcze lepszego doskonalenia się w rzemiośle krawieckim.

W 1885 roku spotkała w Zakroczymiu o. Honorata Koźmińskiego. Rok później w Warszawie rozpoczęła nowicjat w nowo założonym przez o. Honorata bezhabitowym Zgromadzeniu Sług Jezusa. Droga powołania prowadziła jednak dalej i gdy w 1894 r. ks. Józef Sebastian Pelczar założył zgromadzenie zakonne Służebnic Najświętszego Serca Jezusowego, s. Szczęsna była jego współzałożycielką. Otrzymała habit zakonny i imię Klara. Była pierwszą przełożoną zgromadzenia, którego celem była opieka nad służącymi, posługa chorym i inne prace społeczne.

Matka Klara była wątłego zdrowia. W 1903 r. wykryto u niej nowotwór, operację jednak odłożono. Zmarła 7 lutego 1916 r. w Krakowie. Jej proces beatyfikacyjny rozpoczął się w 1994 roku. Po 19 latach szczęśliwie dobiega kresu i, obok św. Józefa Sebastiana Pelczara, również współzałożycielka sercanek - matka Klara Ludwika Szczęsna - będzie wyniesiona na ołtarze.

Za cud potrzebny do beatyfikacji uznano uzdrowienie dwunastoletniego chłopca po poważnym wypadku samochodowym z 2001 roku. 11 marca 2001 roku Michał został potrącony przez samochód. Chłopiec doznał poważnego urazu mózgu, był sparaliżowany i zapadł w śpiączkę. Lekarze nie dawali szans na przeżycie. Do 6 kwietnia przebywał na oddziale intensywnej terapii Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Prokocimiu. Szybko jednak ruszył modlitewny szturm do nieba. Katechetką chłopca była s. Liliana ze Zgromadzenia Służebnic Najświętszego Serca Jezusowego. Poprosiła ona swoje współsiostry o modlitwę za przyczyną matki Klary. Obrazek z nowenną dostała również mama Michała, która wraz z innymi osobami włączyła się w modlitwę.

- Pamiętam, że któregoś dnia, w trakcie trwania nowenny, nastąpił przełom. Dowiedziałam się, że Michał nagle zaczął wracać do zdrowia. Bardzo się tym faktem ucieszyłam, ale nie podejrzewałam jeszcze wtedy, że to cud - wspomina s. Liliana.

Kiedy chłopiec opuścił szpital i wrócił do szkoły, rozpoczęły się starania o uzyskanie dokumentacji medycznej, a pod koniec maja 2003 r. rozpoczęto przygotowania do zebrania pełnej dokumentacji dotyczącej uzdrowienia przypisywanego wstawiennictwu Klary Szczęsnej. Wtedy także mama Michała złożyła pisemne podziękowanie za ocalenie życia i łaskę zdrowia, jaką jej syn otrzymał za przyczyną matki Klary. Z kolei na prośbę sióstr sercanek dwaj lekarze, którzy opiekowali się chłopcem, wydali swoje opinie dotyczące jego stanu i przebiegu leczenia.

Następnie, 15 kwietnia 2004 r., kard. Franciszek Macharski otworzył proces beatyfikacyjny sł. Bożej Klary Szczęsnej. 20 marca 2007 r. proces zakończono, a dokumentacja została przekazana do Kongregacji do Spraw Świętych w Rzymie. Dochodzenie ostatecznie zakończył natomiast papież Franciszek, zatwierdzając cud.

Michał ukończył gimnazjum i liceum, zdał maturę i podjął studia, które ukończył dyplomem inżyniera. Klarę Szczęsną poznał na lekcjach religii prowadzonych przez s. Lilianę. "Dziś na pewno jest bliską osobą, której – wydaje mi się – zawdzięczam , że ona tam u góry wyprosiła mój powrót do zdrowia. Ja osobiście z wypadku nic nie pamiętam, nie pamiętam, co się ze mną działo. Jedynie to, co moja mama mówiła, że było ciężko, bardzo ciężko, ale sami lekarze byli w szoku, że ja się pozbierałem. Normalnie zdrowy człowiek – mówi cudownie uzdrowiony i zapewnia o obecności na uroczystościach beatyfikacyjnych. – Jeśli to wszystko wydarzyło się za jej wstawiennictwem, też powinienem być, jestem jej wdzięczny i powinienem też coś z siebie dać, żeby też się pojawić i nawet swoją obecnością na beatyfikacji ją uhonorować" – mówi dziś Michał.

"Jezus sam jest najpotężniejszą dla nas pobudką do kochania bliźniego, bo On go miłuje". "O, jakże byś kochała bliźniego, gdybyś poszukała jego zasługi w Sercu cierpiącego Boga! Jakże innym okiem patrzyłabyś na tę osobę nieprzyjemną i tobie niemiłą, gdybyś widziała nieskończoną dla niej miłość Tego, który jest samą świętością i sprawiedliwością, to słodkie miłosierdzie Jego dla tej, którą ty masz za niegodną, i tak mało litości miałabyś dla niej. O gdybyś wiedziała, jak raniąc czymkolwiek taką osobę, ranisz źrenicę oka Zbawiciela" - pisała do swych współsióstr matka Klara.

Nowa błogosławiona nie zostawiła po sobie żadnego zapisu autobiograficznego, który by mówił o jej życiu wewnętrznym. Zachowały się jednak trzy medytacje, które bardzo dobrze ją samą wyrażają i charakteryzują duchową jej sylwetkę. Są to rozmyślania o posłuszeństwie, miłości bliźniego i cichości, to jest o cnotach. W ostatniej z medytacji tak pisze: "Błogosławieni cisi – powiedział Jezus – to jest łagodni. Łagodność i słodycz to cecha Jezusa, to promień Jego Boskiej pogody [...] Oblubienica Baranka powinna być samą słodyczą [...]. Słodycz uczyni cię panią serca własnego, da panowanie nad sobą i zwycięstwo prawdziwe. Uczyni cię panią serc drugich, jedna bowiem serca łagodzi i rozbraja, nawraca dusze i pozyskuje Bogu. Na koniec uczyni cię panią Serca Bożego, bo nic nas podobniejszymi nie czyni do Boga jak słodycz, a Bóg widząc to podobieństwo, nie odmówi miłości. Pokój duszy, która posiada sama siebie, jest to uczestnictwo w chwalebnej, niezmiennej spokojności Bożej [...] Bóg w osobliwy sposób nagradza słodycz – cnotę Jezusową i wysłuchuje jej modłów".

Teraz te słowa stają się skarbem całego Kościoła i wskazówką na drodze do świętości. A wszystko zaczęło się od zawierzenia Maryi w Żurominie, ciężkiej pracy i odważnych decyzji, wreszcie od rozeznania powołania... gdzieś między Lubowidzem, Żurominem, Mławą i Zakroczymiem... w sercu nowej błogosławionej.