To Krzyż nas niósł!

Agnieszka Otłowska

publikacja 19.09.2015 00:23

Agnieszka Niszczak i Krzysztof Kowalczyk, w rozmowie z Agnieszką Otłowską, opowiadają o niezwykłej misji, w której uczestniczyli. Przez ostatnie dwa tygodnie byli kustoszami Krzyża i Ikony Światowych Dni Młodzieży, nawiedzających diecezję płocką.

Agnieszka Niszczak i Krzysztof Kowalczyk - kustosze symboli ŚDM w diecezji płockiej Agnieszka Niszczak i Krzysztof Kowalczyk - kustosze symboli ŚDM w diecezji płockiej
Agnieszka Otłowska /Foto Gość

Jak to się stało, że zostaliście wybrani na kustoszów symboli ŚDM?

Krzysztof Kowalczyk: - Tak naprawdę to ks. Rafał Grzelczyk nam zaufał i powierzył nam tę misję. My współpracujemy i udzielamy się w naszym duszpasterstwie diecezjalnym Studnia. A ten wybór ks. Rafała, to zasługa zapewne Ducha Świętego.

Agnieszka Niszczak: - Myślę, że ksiądz dostrzegł, że mamy w sobie potencjał. Zobaczymy na koniec, czy będzie zadowolony i czy dalej potwierdzi, że był to dobry wybór.

Czym jest dla Was ta peregrynacja?

Krzysztof: - Dla mnie osobiście to niezwykła sprawa. Samo niesienie tego krzyża, to takie posłanie. Widzę w tym wielki sens. Widać, że tym ludziom oraz światu potrzeba krzyża. Cieszy mnie to, że możemy zawieść ten krzyż innym i go przekazać innym młodych ludziom. Jestem z tego bardzo dumny.

Agnieszka: - Jest nowy obraz na wiele spraw. Nowy sposób myślenia. Można dostrzec, że wiara nie jest niczym wstydliwym. Wiele osób odkrywa dopiero teraz, czym tak naprawdę jest ta peregrynacja. Jeśli przyjeżdżamy do danej parafii, to widać, że wiele osób jeszcze nie wie, o co chodzi, że ŚDM będą w Polsce. Jest to w pewnym sensie misja, którą podjedliśmy.

Jesteście kustoszami tych znaków. Docieracie do wielu parafii, co czujecie kiedy wita was tylu młodych ludzi i co dostrzegacie w tych spotkaniach?

Agnieszka: Każdego dnia jest inaczej. W każdym spotkaniu młodzi ludzie inaczej to przeżywają. Otwierają się na nowo i to w pewnym sensie otwiera także nas. Pozwala, jakby głębiej to przeżyć.

Krzysztof: Odczucia są nieprawdopodobne, są tak piękne, że nie można ich opisać. W każdym spotkaniu to bardzo porusza serce, to spotkanie młodych z krzyżem. Te łzy po adoracji są bardzo szczere, pełne wiary. Widać, że ludziom zależy na tym krzyżu i na towarzyszącej mu Matce Bożej.

Patrzycie na młodych i co zauważacie w tych spotkaniach, czy jest coś szczególnego?

Agnieszka: Brakuje im wyznacznika, jakiegoś celu, nie wiedzą do czego dążą. Jakby poszukują cały czas. Wiara, jakby przez krzyż, staje się dla nich wskazówką i znakiem, w którym mogą złożyć swoje lęki i słabości, wszystko to, co posiadają w swym sercu.

Krzysztof: Widać, że szukają pomocy, bo często w życiu nie jest łatwo. Widać, że przy tym krzyżu oni mają taką nadzieję, gdzie mogą te wszystkie swoje troski złożyć, zawierzyć to Panu Bogu, i szukać tej pomocy. Bo wiedzą, że w Nim jest nasze zmartwychwstanie i życie; że jeśli wezmą ten krzyż do siebie, do swojego serca, to wiedzą, że wszystko się ułoży.

Co szczególnego jest w tej peregrynacji znaków?

Agnieszka: W obecnych czasach wiara jest spychana na margines. Ukazuje się to, że to coś niepotrzebnego. Młodzi ludzie często się wstydzą. A teraz okazuje się, że wcale tak nie jest. Jeśli ktoś wierzy, nie wstydzi się jej i ją okazuje, przychodzi pod ten krzyż, pod ikonę.

Krzysiek: Wyjątkowe są chwile, gdzie widzimy tak wiele młodych ludzi, którym na tym zależy. Różnie się o nich mówi. A my kiedy jeździmy, dostrzegamy, że ta młodzież jest wspaniała i są oni otwarci, szczególnie na krzyż. Zauważamy, że jest to dla nich wielka rzecz, symbol, znak wiary.

Jakie świadectwa najbardziej utkwiły Wam w pamięci? A może i rozbudziły ogień wiary?

Krzysiek: Pamiętam świadectwo Małgosi z Mławy - studentki medycyny. Mówiła bardzo osobiste świadectwo swojej wiary. W pewnym momencie życia była na wielkim zakręcie, kiedy wykryto jej nowotwór, dość złośliwy. Ona nie wiedziała, co ma począć. Modliła się bardzo gorliwie i chciała tam właśnie zanieść te swoje cierpienie, na ten krzyż. Co się okazało? Jak sama mówiła: poczuła, że był to cud. Po pewnym czasie miała mieć wykonaną biopsję. Na kilka dni przed badaniem, guz znikł. I pamiętam, jak mówiła, że to był cud. Wierzy, to Pan Bóg ją uzdrowił. To było takie piękne i wymowne. Widać, było, że modlitwa stała się w jej życiu narzędziem walki z nowotworem.

Agnieszka: Pamiętam, jak były głoszone świadectwa wolontariuszy. Opowiadali, jak wolontariat zmienił ich życie. Jak dzięki niemu odkryli nowe możliwości, cele, nabrali nowego, innego spojrzenia na świat, że nie tylko muszą się nastawić na to, co oni chcą, ale na to czego potrzebuje ktoś inny.

Zdarza wam się usłyszeć jakieś pytania od młodych typu: jak to jest tak jeździć z parafii do parafii, lub jak to jest być tak bardzo blisko tych znaków?

Agnieszka: Takie pytania słyszymy bardzo często. Niektórzy zastanawiają się, jak my dajemy radę, skoro peregrynacja trwa równe dwa tygodnie, a my dzień dnia jedziemy po kilkadziesiąt kilometrów, aby zwieść te znaki do młodych. Czujemy, że to jest po prostu bardzo potrzebne.

Krzysztof: Fizycznie nie jest to takie proste. Każdy materiał ma swoją wytrzymałość. Ale każde spotkanie młodych z tym krzyżem, kiedy dojeżdżamy i widzimy to oczekiwanie, pierwsze sekundy kiedy go odbierają, dotykają, całują, jest bezcenne. I wtedy odzywa się serce, że warto to robić. Zmęczenie odchodzi wówczas na drugi plan i czuje się, że trzeba.

Dotykacie tych znaków codziennie. Czym są one dla Was?

Agnieszka: Jesteśmy o krok od ŚDM w Krakowie. Osobiście odczuwam to jako niesamowite spotkanie, bo wiem, że ten krzyż był wszędzie, a teraz jest tutaj razem z nami, w Polsce, w takich niewielkich miasteczkach, parafiach, prostych miejscach.

To niezwykłe uczucie. Mimo zmęczenia, jeśli wiemy, że to coś potrzebnego, to tym bardziej dodaje siły. I człowiek odczuwa, że młodzi na nas czekają. Wielka radość w sercu i poczucie, że może każdy przyjść i przytulić się do niego.

Krzysztof: Mamy świadomość, że są to święte znaki i symbole ŚDM. My działając w tym celu spotykamy się ze ŚDM już teraz. Teraz, kiedy ich dotykamy czujemy, że już teraz bierzemy w nich udział. Będzie to nas pierwszy wyjazd na takie spotkanie młodych z ojcem świętym. Dlatego dotykając ich już teraz uczestniczymy w ŚDM w Krakowie. Kiedy mamy świadomość, że ten krzyż, który był w Manilii, Rwandzie, Strefie Zero w Nowym Jorku, a teraz my go dotykamy i za chwilę spotkamy się z nim ponownie w obecności papieża Franciszka. Dla mnie to takie wyróżnienie, że codziennie mogę się przy nim pomodlić, oddać mój cały dzień Panu Bogu, złożyć na nim wszystkie swoje relacje, spotkania, a także to zmęczenie, tych wszystkich młodych ludzi, i miejsca w których jest. Matce Bożej podziękować, za obecność, za towarzyszenie mi i za opiekę.

Czy było coś niezwykłego w tej peregrynacji? Jakieś miejsce, parafia gdzie dostrzegaliście działanie Pana Boga?

Agnieszka: Osobiście zapamiętałam jedną z płockich szkół, gdzie prostota adoracji, osobista modlitwa, śpiew spowodowały, że to było to wyjątkowe spotkanie. Przyjęcie krzyża odbyło się w prosty sposób. Nie było przygotowanych jakiś wielkich pomp, ale prostota, która wyrażała się sercem, modlitwą i śpiewem.

Krzysztof: Każde miejsce było wspaniałe, w każdym zupełnie inaczej to przebiegało. Nigdy nie spotkaliśmy się, aby przyjęcie krzyża i ikony było identyczne. Każdy na swój sposób je przyjmował i uświęcał. Mnie osobiście poruszyła Droga Krzyżowa w Makowie Mazowieckim. Było bardzo dużo osób zarówno młodych ludzi, jak i dorosłych. Wszyscy się włączyli w przeżywanie tej chwili. Kiedy ksiądz czytał poszczególne grupy, jakie mają podejść do krzyża, to wszyscy wychodzili z tłumy, chcieli dotknąć krzyża, ponieść go choćby przez krótką chwilę. To było dla mnie takie urzekające.