Maryja drogowskazem

publikacja 02.08.2015 21:42

O. Krzysztof Kowalski, paulin, prowadził już wiele rekolekcji maryjnych, m.in. w Pułtusku, Przasnyszu i Mławie. Swoim doświadczeniem dzieli się w rozmowie z Wojciechem Ostrowskim.

O. Krzysztof Kowalski, paulin O. Krzysztof Kowalski, paulin
Henryk Mazurek

Wojciech Ostrowski: Jak wyjaśniłby ojciec, jaki jest sens peregrynacji komuś, kto jest laikiem, komuś, kto jest daleko od Kościoła?

O. Krzysztof Kowalski: Wytłumaczyć to laikowi to najtrudniejsza rzecz. Żeby zmobilizować kogoś do peregrynacji, to po pierwsze trzeba mieć troszeczkę wiary. To, co zrobił Prymas Tysiąclecia będąc w więzieniu, kiedy narodziła się ta szlachetna idea nowenny, peregrynacji cudownego obrazu Matki Bożej, w czasach, kiedy próbowano zlaicyzować cały nasz naród. Wówczas okazało się, że do Matki Bożej przychodziły wielkie rzesze ludzi. Bo Matka Boża przyciąga Polaków w szczególny sposób dlatego, że jesteśmy takim krajem słowiańskim i bardzo romantycznym. A obraz Matki Bożej jest również związany z matką trzymającą na ręku dziecko i dlatego jest romantyczna. A laik, jak zobaczy tych, którzy przychodzą i modlą się prosząc Matkę Bożą o wstawiennictwo, myślę, że może wyciągnie jakieś wnioski, że Bóg istnieje, że skoro od dwóch tysięcy lat nic się nie zmieniło w tym, co Chrystus przekazał, choć zmieniły się władze, zmieniły się systemy.

Czy diecezja płocka jest już kolejną, w której ojciec prowadzi rekolekcje przygotowujące wiernych w parafiach do nawiedzenia?

- Tak. Prowadzę je niemal od początku mojego kapłaństwa. Pomagam przy przygotowaniach w parafiach do peregrynacji. Może dlatego, że jakoś tam kapłani dowiadują się jedni od drugich i zapraszają mnie, żeby przygotować parafię. Dzisiaj przez internet, przez różnego rodzaju media, można wiele usłyszeć i dlatego też podjąłem się takiej pracy, żeby pomóc, szczególnie księżom proboszczom, w tym żeby cała parafia mogła przeżyć spotkanie z Matką Najświętszą. Dlatego są rekolekcje czy misje. A to nie jest taki łatwy czas, tylko trudny dla misjonarza, bo oczekiwań jest ze wszystkich stron bardzo dużo: i od księży proboszczów, i od ludzi, którzy przychodzą, a najwięcej od Matki Bożej.

A więc jak dobrze przygotować się do przyjęcia Matki Bożej w parafii?

Na pewno przez uczestnictwo w rekolekcjach, bo wiara rodzi się ze słuchania. A słuchając słowa Bożego, człowiek otwiera swoje serce. To, co stało się przy Zwiastowaniu, jak Matka Boża posłuchała tego, co mówi anioł, to słowo zrodziło w niej Jezusa. I to jest pierwsza rzecz: tak samo, jak pierwsze przykazanie, które mówi: "Słuchaj, Izraelu".

A jak najlepiej przeżyć samo  nawiedzenie, te 24 godziny z Matka Bożą?

Po pierwsze, ważne jest przygotowanie. Później na pewno spowiedź i samo przybycie obrazu, trwanie przed Matką Bożą. Trzeba Jej ofiarować nasze trwanie, to osobiste: "Jestem, pamiętam, czuwam". Nawet nie trzeba dużo mówić. Tak jakbym chciał się opalać, muszę wystawić się na słońce, i ono samo mnie ogrzeje, opali. To jest to samo: przyjść i być przed Matką Bożą, a Ona już wie, co potrzeba, żebyśmy my byli szczęśliwi. Wyprosi tak, jak w Kanie Galilejskiej radość naszego życia, ale według woli Pana Boga.

Ojciec głosi rekolekcje w wielu parafiach. Jak więc przebiega to maryjne nawiedzenie?

Jest wielki entuzjazm z przyjęcia Matki Bożej i oczekiwania na obraz. Widzę bardzo dużo ludzi na rekolekcjach, zwłaszcza na Apelach Jasnogórskich. No i później - to wielkie wzruszenie, kiedy ludzie klękają, kiedy Matka Boża przybywa do danej parafii, pojawiają się łzy, pojawia się wzruszenie, że przybywa żywa osoba. I to jest bardzo widoczne. A jednocześnie widzę wielkie zaangażowanie w strojenie ulic. Powiedziałbym nowy drogowskaz, który powstaje w całej diecezji płockiej. Nowy drogowskaz przez strojone ulice, okna, domy, to wszystko, co pojawia się z przejazdem Matki Bożej. Długie trasy są ustrojone. Ludzie oczekują na przybycie Matki Najświętszej. Widać takie oczekiwanie.

A co po zakończeniu nawiedzenia? Co zrobić, aby nie stracić tego, co wtedy zyskamy?

Myślę, że dobrze by było żeby księża proboszczowie zagospodarowali to, co już jest, np. apele maryjne. Myślę, że dobrą rzeczą jest, żeby jeszcze wtedy zmobilizować do Żywego Różańca, do różnych grup, wspólnot, które są w parafiach, albo tworzyć nowe. Bo dzisiaj parafia musi być wspólnotą wspólnot, żeby ta wiara mogła wzrastać, bo inaczej będą tylko pewne emocje, uczucia. A tu potrzeba żeby tak, jak Maryja peregrynuje, czyli jest cały czas w drodze, być w drodze w wierze. Nie da się tylko stać i być na niedzielnej Mszy św. Trzeba tajemnicę wiary pogłębiać. Podpowiadamy księżom proboszczom, że można to wykorzystać. Na przykład w niektórych kościołach mówimy o tym żeby zapisywać się do kół Żywego Różańca. Wiele kół jest może niekompletnych, a ich zelatorzy od razu, po Mszach św. mogą zapisać, podać jakiś kontakt, żeby później przypominać, mobilizować, spotykać się z tymi, którzy wyrazili chęć, choćby nawet pod wpływem jakiejś emocji. Ale jeżeli pokieruje się tymi osobami, to one później zostają i widzą, że to jest pomocne w ich życiu, wierze i tym, co z wiarą się łączy.

Jakich owoców peregrynacji możemy, powinniśmy się spodziewać?

To trzeba zostawić Panu Bogu. Bo byście tutaj chcieli od razu zasiać, włączyć kombajn, żeby skosić, wymłócić i widzieć. Wzrost daje Pan Bóg. A to, co się dzieje głosząc słowo Boże, Panu Bogu zostawiamy.

Był ojciec kiedyś przewodnikiem grupy "Srebrna 15" Warszawskiej Pielgrzymki Pieszej na Jasną Górę, w której pielgrzymowały także osoby z Przasnysza? Jak zapamiętał ojciec pielgrzymów z tego miasta?

Bardzo mocno zapamiętałem pielgrzymów z Przasnysza. To była taka grupa zorganizowana, zgrana, z całym zespołem muzycznym i wszystkim, co jakoś było potrzebne na pielgrzymce. Po tym względem Przasnysz zawsze był na pierwszym miejscu. Szli ojcowie pasjoniści, więc byli pomocą w głoszeniu słowa Bożego i prowadzeniu różnych modlitw. Wielką radością były ogniska czy mecze. To też jest związane z pielgrzymką, tworzy pewną atmosferę radości, wspólnoty i braterstwa. Chodziłem na pielgrzymki z młodzieżą z parafii w Wieruszowie, gdzie kiedyś pracowałem, zanim zostałem kierownikiem grup 15. Niektóre osoby z Przasnysza, pożeniły się i powychodziły za mąż z osobami z Wieruszowa. To ładnie połączyło – taka znajomość, która zrodziła też rodziny. Znam i pamiętam niektórych. Przetrwały przyjaźnie: wiem, że niektórzy odwiedzają się, piszą do siebie i dzwonią.