Gdy cierpiał, myślał o niebie

wp

publikacja 30.06.2015 13:08

"Pierwszą moją prośbą jest, aby dzień mojej śmierci w żaden sposób nie był dniem rozpaczy, bólu” - napisał ks. Piotr Błoński w swoim testamencie. Zmarł przed rokiem - 30 czerwca.

Ks. Piotr Błoński (1989-2014). Mimo choroby nowotworowej, był zawsze uśmiechnięty, lekko onieśmielony, zwyczajny Ks. Piotr Błoński (1989-2014). Mimo choroby nowotworowej, był zawsze uśmiechnięty, lekko onieśmielony, zwyczajny
Archiwum Gościa Płockiego /Dariusz Świtalski

Ksiądz Piotr wspominał: " Całe życie bliska mi była s. Faustyna. Urodziłem się 22 lutego, w rocznicę jej pierwszych objawień w Płocku. Zostałem ochrzczony w drugą niedzielę po Wielkanocy, która dzisiaj nazywa się Niedzielą Bożego Miłosierdzia. Moja parafia w Skępem jest pod tym wezwaniem. Rekolekcje przed kandydaturą do święceń odprawiłem w Świnicach Warckich, w miejscu urodzenia Faustyny. Chciałbym przez to powiedzieć ludziom, że Bóg nigdy nas nie odtrąca, zawsze jest przy nas. Wystarczy, że mu zaufamy".

- Dla mnie się nic nie zmieniło. Ja wciąż czuję jego obecność. Pogodziłam się z jego odejściem; przyjęłam to jako wolę Bożą: tak musiało być. Bóg miał w stosunku do niego plan, który się zrealizował. Ja wciąż odczuwam jego obecność. Czuję, że przychodzi z pomocą w trudnych momentach - mówi Elżbieta Błońska, mama ks. Piotra Błońskiego.

Młody 25-letni ksiądz, miał zaledwie pół roku kapłaństwa, gdy umierał. Przez kilka ostatnich lat cierpiał na chorobę nowotworową.

Gdy w Boże Narodzenie 2014 roku przyjmował święcenia kapłańskie, mówił do niego bp Piotr Libera: - W kruchości ciała rodzisz się Piotrze do kapłaństwa... Zdałeś, wciąż zdajesz swoim cierpieniem, swoim stylem przeżywania cierpienia, wszystkie brakujące ci jeszcze egzaminy - mówił biskup płocki.

Na swym obrazku prymicyjnym ks. Piotr umieścił wtedy słowa św. Teresy z Avila: "Nie ma prawdziwego posłuszeństwa, jeśli nie jest się gotowym na cierpienie”.

Jak zwraca uwagę bp Libera, Płock, i nie tylko Płock zapamiętał katechezę i świadectwo młodziutkiego wikariusza z katedry.

"Gdy wyszedłem ze szpitala i już wszystko wydawało się, że idzie ku dobremu, nagle naprawdę w życiu innych ludzi to moje cierpienie zaczęło przynosić wielkie owoce. Dlaczego? Nie wiem. Wiem, że to Pan Bóg działa. Mnie się wydawało, że jestem cały czas tym samym człowiekiem, tym, który był przed chorobą. Jedyne co się we mnie zmieniło, to oddanie Panu Bogu mojego życia. Ale na zewnątrz – jak to można było zobaczyć, moje wewnętrzne nastawienie? Nie wiem, ale ludzie mimo wszystko to jakoś widzieli. Przychodzili, dziękowali za świadectwo życia, cierpienia itd. Dla mnie to było dziwne, niezrozumiałe. Mówię – gdzie oni to widzą? Ale wtedy zrozumiałem, że Pan Bóg przeze mnie zaczął naprawdę bardzo mocno działać, u wszystkich tych, którzy mnie otaczali, z którymi przebywałem na co dzień, że Pan Bóg naprawdę działa w ich życiu! I wtedy zrozumiałem też do końca te słowa, które powiedziała do mnie siostra Józefa: "Bóg w stosunku do ciebie ma wielkie plany". Wielkie plany, właśnie w stosunku do innych ludzi, żeby przeze mnie działać, żebym ja stał się narzędziem w ręku Pana Boga. To są te Boże plany w stosunku do mnie. Aby być narzędziem, to co powtarzała św. siostra Faustyna. Ona też zawsze mówiła, że jest tylko "tępym narzędziem" i właśnie dlatego posłużył się nią Pan Bóg. A czym bardziej jest tępe narzędzie, tym łatwiej jest Panu Bogu je wykorzystać" - mówił ks. Błoński w czasie jednej z katechez w katedrze.

To właśnie siostra Józefa, pasjonistka i lekarka z Winiar, często mu powtarzała: "Bóg Cię bardzo kocha... Bóg ma w stosunku do ciebie wielkie plany... W życiu nie ma przypadków... Myśl o niebie". Przez cały czas choroby była ona przy kleryku, potem diakonie, wreszcie księdzu Piotrze. To ona zdiagnozowała jego chorobę.

- Spotkanie z nim było dla mnie ogromnym darem, łaską od Pana Boga. To, co mnie ujmowało w Piotrku, to jego prostota i pokora. On miał tę prawdziwą prostotę dziecka Bożego, która polegała na tym, że wszystko przeżywał tu i teraz, bez wybiegania daleko w przyszłość. Przyjmował to wszystko jak dziecko. Te ostatnie pół roku było wyjątkowe przez to, że w tym czasie już bardzo mocno wybrzmiało w nim "fiat" - "Niech będzie wola Twoja". Ten uśmiech, pogodna prostota - to było w jego naturze. Powiedział mi już po święceniach kapłańskich: "Siostro, cieszę się każdym dniem. Przeze mnie Pan Jezus przychodzi na ziemię!" - wspomina s. Józefa.

- Na zawsze pozostanie mi w pamięci obraz wspaniałego, wiernego i oddanego przyjaciela. Ponadto kapłana pełnego radości i ogromnej miłości do Boga. Obraz kapłana oddanego ludziom do ostatniego momentu swojego życia. Zawdzięczam mu bardzo wiele. Pokazał mi swoim przykładem, jak powinna wyglądać prawdziwa głęboka relacja z Bogiem. Dał mi przykład trwania w przyjętych postanowieniach i wiernego dotrzymywania danych obietnic. Dał mi przykład, jak zostać człowiekiem świętym! - mówi ks. Michał Tański, przyjaciel ks. Piotra i kolega kursowy z Wyższego Seminarium Duchownego. Przyznaje, że w swym cierpieniu potrafił on cały zawierzyć się Bogu i w pełni Mu zaufać. - Miał bardzo żywą relację z Panem Bogiem. Ta wiara wręcz z niego promieniowała z każdym dniem coraz bardziej. Niejednokrotnie byłem świadkiem jego słów: "Panie, jestem już gotów. Zrób ze mną, co zechcesz".

Ostatnie dni ks. Piotra opisał ks. Stefan Cegłowski, pierwszy i jedyny jego proboszcz, który po ojcowsku wspierał go przez ostatnie pół roku.

W przeddzień śmierci ks. Piotra, a zarazem w dniu jego imienin ks. proboszcz zanotował m.in.: "Ks. Piotr słabym, ale zdecydowanym głosem mówi, że chce odprawić Mszę św. tu, na stole, w rodzinnym domu. Dla nas, księży, i dla rodziny była to wyjątkowa chwila. Po Mszy św. proponuję odpoczynek lub koronkę. Ks. Piotr nie ma wątpliwości. Modlitwę kończymy aktem: »Jezu, ufam Tobie!«. Ostatnie minuty życia ks. Piotr Błońskiego też splotły się z tajemnicą Bożego Miłosierdzia. "Spoglądam na zegarek, jest jeszcze ok. 40 min do 15.00 i nagle Piotr się poruszył, szybko zebraliśmy się wokół niego i z jego brewiarza rozpoczęliśmy modlitwę. Wezwania z kolejnych litanii powtarzane były w rytm jego oddechu. Gdy przed trzecią rozpoczęliśmy koronkę, oddech się uspokoił, gdy ją kończyliśmy, nieco podniósł prawą rękę, przestał oddychać, a po chwili westchnął. Koronka się skończyła. Ks. Piotr odszedł do Pana. (…) Trzymając Piotra za rękę, czułem, że jest Ktoś, kto nad tym wszystkim czuwa, o tym chciałbym zaświadczyć. Niczego podobnego w swoim życiu nie przeżyłem. Czuję się obdarowany przez księdza Piotra czymś, czego opisać się nie da. Bóg zapłać!” - zapisał ks. Stefan.

- Lekcja od Piotra to było spokojne przyjmowanie tego, co Pan Bóg nam daje. W pokorze, cichości, bez większych pytań, typu "dlaczego". A poprzez to wielkie zaufanie Bogu, niezależnie od tego, co się dzieje, czy jest bardzo dobrze, czy jest bardzo źle... W każdym przypadku tak samo powinniśmy ufać Pan Bogu i być stali - mówi Tomasz, jeden z kleryków płockiego seminarium, który pomagał choremu koledze w ostatnich miesiącach jego życia, przygotowując mu odpowiednie posiłki.