Nekropolie w kościołach

ks. Włodzimierz Piętka

publikacja 02.11.2014 00:38

Epitafia i nagrobki w kościołach są znakiem, że w tym miejscu ktoś pokornie czeka na zmartwychwstanie.

Renesansowy nagrobek Wojciecha Kryskiego i jego rodziców Pawła i Anny w kościele pw. Matki Bożej Różańcowej w Drobinie Renesansowy nagrobek Wojciecha Kryskiego i jego rodziców Pawła i Anny w kościele pw. Matki Bożej Różańcowej w Drobinie
ks. Włodzimierz Piętka /Foto Gość

”Jesteś w tym podziemiu Polakiem, czcicielem wielkiego prochu” – tak pisał o swoich wrażeniach po odwiedzeniu krypty kościoła w Opinogórze w 1887 roku młody Stefan Żeromski. Tak się stało w tej siedzibie Krasińskich, że zanim powstał kościół, od 1822 roku, czyli od śmierci Marii z Radziwiłłów Krasińskiej, istniała tam krypta grobowa. W 1858 roku złożono tam trumnę z ciałem gen. Wincentego Krasińskiego. Rok później, z Paryża, sprowadzono tam prochy poety. Kolejno przybywały następne trumny rodu Krasińskich z linii opinogórskiej. Znalazły się tam m.in. urny z sercami: Franciszka Girardot, lekarza pułkowego zaprzyjaźnionego z Krasińskimi i gen. Mikołaja Bronikowskiego, ojca Amelii Załuskiej. Początkowo wszystkie trumny stały na niskich podestach i tak oglądał je Stefan Żeromski. Później w swym „Dzienniku” zapisał słynne zdanie: ”Obok dużej trumny małego ojca – mała trumienka czarna wielkiego syna”.

A cóż powiedzieć o płockiej katedrze, pułtuskiej kolegiacie, bazylice czerwińskiej i tylu zakonnych kościołach, wreszcie o tylu innych starych świątyniach, które kryją w sobie szczątki tych, którzy je budowali, w nich się modlili i dobrze im się przysłużyli.

W kościele i w krypcie

Przez wieki miejscem grzebania zmarłych były cmentarze przykościelne. W większości były to mogiły ziemne, które z czasem niszczały, a na ich miejscu powstawały nowe. Tylko zasłużeni mieli swoje pomniki, lub byli grzebani w podziemiach kościoła. Tak jest np. w Miszewie Murowanym: pod kaplicą św. Anny znajduje się krypta grobowa, a na ścianach kaplicy znajdują się epitafia zmarłych dawnych kolatorów parafii, którzy prawdopodobnie zostali pochowani w tym miejscu. Podobnie jest w Orszymowie, gdzie pod kościołem został pochowany budowniczy wcześniejszej świątyni – ks. Kazimierz Stanisław Barcikowski. W XVIII wieku własnym kosztem wzniósł on od fundamentów nową świątynię. Również w Kępie Polskiej n. Wisłą, gdzie pod prezbiterium są groby: Klemensa Nakwaskiego – fundatora kościoła, jego żony Zuzanny z Gambartów oraz dziewięciu innych osób z rodziny Nakwaskich. Z kolei w Staroźrebach, w krypcie pod prezbiterium jest pochowany ks. hrabia Karol Stadnicki, kolator tej świątyni z początku XX wieku. Zwracają wreszcie uwagę liczne epitafia w kościele parafialnym w Radzyminie k. Płońska. Przez wieki, na ścianach umieszczano różne tablice poświęcone członkom rodzin związanych z parafią: Dobrzelewskich, Jaworowskich, Moczarskich i Waśniewskich.

"Kamień grobowy bólem serca uściśnij”

Wymieniając kościoły, które stały się również miejscem pochówku, nie można nie wspomnieć płockiej katedry. Tu przez wieki grzebano biskupów, książąt mazowieckich i duchowieństwo katedralne. „Przy przebudowie kościoła na początku wieku XX-go, po podniesieniu marmurowej posadzki, łatwo było stwierdzić, że podziemia jego, od głównych drzwi począwszy, aż do prezbiterium włącznie, są przepełnione kośćmi” – zapisał abp Antoni Julian Nowowiejski w monografii historycznej o Płocku.

Wśród tych wszystkich miejsc pochówku, zidentyfikowanych i anonimowych, szczególnymi są groby Władysława Hermana i Bolesława Krzywoustego. Abp Nowowiejski opisuje kolejne pochówki władców, które miały miejsce za czasów bp. Andrzeja Noskowskiego i bp. Michała Prażmowskiego. O ostatnim z nich, z 1825 roku tak pisał: „Po ukończeniu Mszy św. i po odśpiewaniu konduktu, szanowne szczątki przez obecnych pierwszych urzędników krajowych nad grób pod kaplicą będący przeniesione zostały; poprzedzili je JW. kasztelan senator Nakwaski, niosąc koronę, a JWW. jenerałowie Cichocki i Giełgud, niosący berło i miecz” – a był to przecież czas zaborów.

Wymowny jest sarkofag w kaplicy królewskiej, pod wieżą katedry: ozdobiony białym orłem na przedzie, czterema orłami, które rozpostartymi skrzydłami podtrzymują marmurową płytę. Na płycie tej spoczywają: berło, miecz i korona. Na niej wykuto również napis: „Pamięci najlepszych książąt królów Polski, Władysława Hermana, który popędliwością brata wstrząśniętą rzeczpospolitę przywrócił, i Bolesława, brata jego, który nad sąsiedniemi ludami 47-ma odniósł zwycięstwo, w tej świątyni spoczywających, po siedmiu wiekach od ich śmierci biskup i kapituła płocka oraz obywatele polscy położyli ten nagrobek roku 1825”. A na obwodzie płyty: „Panowie i dziedzice ziem krakow., sandom., śląskiej, wielkopolskiej, mazowieckiej, dobrzyńskiej, Michałowskiej, łęczyckiej i Pomorza”.

Przyciąga uwagę również pułtuska kolegiata, a w niej okazałe epitafia rodu Załuskich. W taki sposób bp Ludwik Załuski, na początku XVIII wieku, chciał upamiętnić swych przodków. Ciekawe są opisy poszczególnych postaci upamiętnionych na nagrobnych tablicach, a zwłaszcza ich początkowy adres. Oto przykłady: „Przechodniu! Przy tym wypadku albo łzy najpierw albo ten kamień grobowy bólem serca uściśnij, że odszedł taki Królestwa Polskiego prymas…”, „Wiedz przechodniu, że Andrzej kustosz prawa, pasterz trzody, króla kanclerz i senator nie chciał, aby na tym kamieniu inaczej było wyryte, jak tylko: »tu leży grzesznik«. Za którego duszę niech każdy będzie wstawiającym się”, „Bogu Najlepszemu i Największemu. Przechodniu! Widzisz marmur pomnika? Pamiętaj o chwili ostatecznej”.

Nagrobki, które uczą

Do kościoła parafialnego w Drobinie przyciąga piękny renesansowy nagrobek Wojciecha Kryskiego i jego rodziców, Pawła i Anny. Wykonał go niemal 500 lat temu włoski rzeźbiarz Santi Gucci. – To perełka naszej architektury, unikatowa pod względem artystycznym, a dla tej ziemi – świętość. To zabytek bezcenny dla renesansu – tak o zabytku mówi prof. Janusz Smaza, który ostatnio prowadził prace konserwatorskie przy nagrobku. Oprócz walorów artystycznych, zabytek niesie również przesłanie duchowe: Wojciech Kryski jest przedstawiony w pozie spoczywającego rycerza. Wydaje się, jakby brał wciąż udział w dyspucie grona przyjaciół. Nie rozpacza, nie cierpi, nie zapada się w nicość. Renesansowy artysta wyraża w ten sposób głęboką wiarę w życie wieczne. Nad postacią syna znajdują się postacie jego rodziców. Z godnością zasiadają u mar swojego przedwcześnie zmarłego syna. Dłonie obojga spoczywają na piersiach, wyrażając to, co nadal ich łączy – pietas – miłość rodzicielską i miłość małżeńską. U stóp ojca widnieje hełm, podkreślający jego cnoty rycerskie. W dłoń Anny – dla oddania jej pobożności – rzeźbiarz włożył modlitewnik i różaniec.

Innym miejscem z wymownym nagrobkiem jest Opinogóra. Tam w kościele zwraca uwagę nagrobek Marii z Radziwiłłów Krasińskiej, autorstwa florenckiego rzeźbiarza Luigi Pampalloniego, z 1841 roku. Zamówił go na polecenie ojca Zygmunt Krasiński. Najpierw znajdował się w pałacu Krasińskich w Warszawie, a po ukończeniu rozbudowy kościoła w Opinogórze, został w nim umieszczony. Jest to grupa figuralna, przedstawiająca matkę na łożu śmierci i klęczącego przy niej syna, którego ona przed śmiercią błogosławi. Można tę scenę odczytywać jako aluzję do „Nie Boskiej komedii” i sceny matki z Orciem. Pomysł takiego przedstawienia był autorstwa Zygmunta. Pisał o tym w liście do Augusta Cieszkowskiego, przekazując również informację, że pomnik oczekuje na przewiezienie do Opinogóry i jakie były jego koszty: „Pomnik mojej matki, oglądany przez ciebie w Warszawie, z dwóch figur złożony, bo pamiętasz, że i ja tam występuję, kosztował 10.000 fr.”

Dziesięcioletni Zygmunt klęczy więc przy łożu umierającej matki, przypominając giermka, który ma być pasowany na rycerza. Moment śmierci matki stał się nie tylko pożegnaniem, ale umocnieniem i bierzmowaniem. Faktycznie w czasie uroczystości pogrzebowych Marii Krasińskiej w ciechanowskiej farze mały Zygmunt przyjął sakrament bierzmowania. Zwraca uwagę jeszcze jeden szczegół, który zauważy wnikliwy obserwator nagrobku matki wieszcza. Matka Zygmunta umiera, trzymając na piersiach krzyż – ten sam gest powtórzy poeta w chwili swojej śmierci: będzie umierał z dużym krucyfiksem na piersi.