Wojenne nekropolie. Ościsłowo

ks. Włodzimierz Piętka

publikacja 29.10.2014 09:00

Odległy o 15 kilometrów od Ciechanowa las, stał się ”ulubionym przez Niemców miejscem do wykonywania egzekucji. Zwożono tu ludzi z okolicznych powiatów i tracono potajemnie. Cały las był miejscem kaźni” – pisał Robert Bartold, znany ciechanowski regionalista.

Pomnik ofiar mordu hitlerowskiego, ustawiony przy trasie nr 60 w lesie k. Ościsłowa Pomnik ofiar mordu hitlerowskiego, ustawiony przy trasie nr 60 w lesie k. Ościsłowa
ks. Włodzimierz Piętka /Foto Gość

”Krążą pogłoski, że chcą wymordować wszystkich chorych i niepełnosprawnych. W połowie lutego 1940 roku sołtys przynosi pisemny nakaz zawiezienia nas w dniu 20 lutego do odległego o pięć kilometrów Ościsłowa na rzekome badania lekarskie. Co działo się w naszym domu, przez tych kilka dni, pominę milczeniem, choć mimo iż minęło od tamtej pory już ponad pół wieku, doskonale pamiętam każdą chwilę wówczas przeżytą. Nie zostaliśmy zamordowani w ościsłowskim lesie, dzięki bohaterskiej postawie naszych rodziców, dzięki ich rodzicielskiej miłości. Tatuś pojechał do Ościsłowa sam, a mamusia razem z nami, modląc się na klęczkach, czekała. »Jeśli przyjadą po nas – mówiła – to zginiemy wszyscy razem«.

Inne były jednak plany Bożej Opatrzności względem nas i »bramy piekielne Jej nie przemogły«. Niemcy nie zatrzymali tatusia, lecz grożąc karami, odesłali do domu. Od tamtej chwili, aż do końca okupacji, rodzice musieli nas ukrywać” – wspomina Stefania Pepławska w spisanej historii swej rodziny, w książce o swym bracie Krzysztofie ”Umiał pięknie żyć”.

Świadkowie tamtych wydarzeń pamiętają jednak, że przez cały dzień zwożono furmankami ludzi niepełnosprawnych psychicznie i fizycznie oraz osoby starsze. Mogło ich być od 900 nawet około dwóch-trzech tysięcy. – To był największy mord w rejencji ciechanowskiej. Taki był bestialski plan Hitlera i każdej nieludzkiej ideologii, która morduje najsłabszych – zwraca uwagę ks. Mieczysław Białowąż, emerytowany proboszcz parafii Stupsk, który pochodzi z okolic Ościsłowa. Mieczysława Grudzińska, najstarsza mieszkanka Ościsłowa mówiła, że ziemia, na miejscu pogrzebania pomordowanych, mimo mrozu, przez długi czas nie dała się ”uklepać”. Wśród rozstrzelanych był m.in. Antoni Kapacki, miejscowy nauczyciel, którego, według świadków, miał dobić jego były uczeń, z rodziny niemieckich kolonistów.

Na płycie nagrobnej w lesie umieszczono napis: ”Tu hitlerowcy zamordowali i strącili do dołów 20.II.1940 roku setki kalekich mieszkańców ziemi ciechanowskiej. Wróg skazał ich na śmierć, gdyż w ich chorych ciałach biły polskie serca. Pamiętaj! Przez śmierć ich chciano nam odebrać godność człowieka”.

Jest jeszcze drugie miejsce w tym samym lesie, które upamiętnia ludzi podziemia antyhitlerowskiego, przywożonych i rozstrzeliwanych przez cały okres okupacji. Wśród nich znaleźli się najprawdopodobniej dwaj księża: Jan Karwowski – proboszcz z Krasnego i Stefan Nowakowski – proboszcz z Węgrzynowa. – Niewiele wiadomo, kim byli rozstrzeliwani w tym lesie, bo byli traceni potajemnie. Ale przez całą wojnę ludzie tu mieszkający słyszeli dobiegające strzały egzekucji. Cały las jest usłany grobami. To chyba największe tego typu cmentarzysko na północnym Mazowszu. Taki ”mały Katyń”, gdzie skrytobójczo mordowano – mówi ks. Mieczysław Białowąż.

Dla upamiętnienia pomordowanych w tym miejscu, położono tablicę, na której wyryto słowa: ”Tu nad swymi grobami umierali w latach 1939-1945 i tu spoczywają nieznani patrioci (…) Nie umierali na próżno”. Bo najprawdopodobniej sami musieli kopać dla siebie grób, do którego później byli strąceni. Niestety, po wojnie nie dokonano spisu zwiezionych i zamordowanych w ościsłowskim lesie chorych. Nie znaleziono też żadnych śladów zbrodni w archiwach niemieckich. Nie podjęto do tej pory krytycznych badań nad mordowanymi w tym miejscu ludzi podziemia. – A czy ten las nie kryje też w sobie innych tajemnic z czasów komunistycznych, tego nie wiadomo – dodaje ks. Białowąż.