Natchnął go papież

Dominik Nowakowski

publikacja 30.10.2013 00:14

Rozmowa z laureatem papieskiego Konkurs Wiedzy o Janie Pawle II.

Marcina Oporskiego od wielu lat fascynuje osoba Jana Pawła II Marcina Oporskiego od wielu lat fascynuje osoba Jana Pawła II
Dominik Nowakowski

W konkursowe szranki stanęło 45 osób z różnych stron diecezji płockiej. Był test składający się z 60 pytań, a po nim papieski program poetycki. Z laureatem konkursu - Marcinem Oporskim, rozmawia Dominik Nowakowski.

Dominik Nowakowski: Skąd wzięła się u Ciebie papieska pasja?

Marcin Oporski: Myślę, że jej twórcą jest sam papież. Moje życie od początku związało się z jego osobą. Urodziłem się w roku wyboru Karola Wojtyły na biskupa Rzymu. Pamiętam mój udział we Mszy św. wieńczącej Kongres Eucharystyczny, odprawianej na Placu Defilad w Warszawie w 1987 roku. Podczas tej pielgrzymki papież spotkał się w Łodzi z pierwszokomunijnymi dziećmi, a moją pamiątką z tego okresu jest album pt.: „Pielgrzymka do świata”, moja pierwsza książka o naszym wielkim rodaku zakupiona za pieniądze z Komunii św. W miarę upływu lat mój „kontakt” z papieżem i fascynacja jego osobą systematycznie się pogłębiały. Coraz wnikliwiej śledziłem jego „pielgrzymowanie do świata”, pozostając cały czas pod wielkim urokiem nieprzeniknionej tajemnicy jego osobowości. Imponowała mi niespotykana wręcz umiejętność dawania ludziom nadziei, przywiązywania ich do Boga i do siebie nawzajem. Sztuka, która udaje się niewielu.

To wtedy postanowiłeś brać udział w konkursach papieskich?

Pasja stale się rozwijała, ale na sam konkurs trzeba było poczekać. Pierwszy, w którym wystartowałem, zorganizowało Stowarzyszenie Rodzin Katolickich, a okazją była 50. rocznica święceń kapłańskich Karola Wojtyły. Równocześnie pojawiła się idea organizacji konkursów w wymiarze ogólnopolskim. Ja zacząłem w nich uczestniczyć od 2000 roku. Tych edycji konkursowych było już kilka. Mają już dzięki temu swoją dość bogatą tradycję.

Pierwszym etapem były zazwyczaj zmagania na etapie diecezjalnym. Tam wyłaniano zwycięzców, a rozstrzygnięcie następowało w ogólnopolskim finale organizowanym na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Przewodniczącym jury był śp. ks. prof. Tadeusz Styczeń, a komitet honorowy konkursu tworzyły cenione osoby Kościoła, świata kultury czy nauki, jak choćby śp. abp. Józef Życiński, ówczesny rektor KUL Stanisław Wielgus, reżyser Krzysztof Zanussi, poeta Marek Skwarnicki, doktor Wanda Półtawska czy siostra Zofia Zdybicka, urszulanka szara, wieloletnia dziekan wydziału filozofii KUL.

Czego konkretnie dotyczyła tematyka konkursowa?

Pytania koncentrowały się na wiedzy o życiu, działalności duszpasterskiej i twórczości literackiej papieża. Były to zazwyczaj interpretacje tekstów, dokumentów, czy wystąpień papieża, ale w historii konkursów pamiętam też pytania o przebieg papieskiej pielgrzymki do Boliwii, bliższą czy dalszą papieską rodzinę, politykę zagraniczną Stolicy Apostolskiej, inwigilację Kościoła w czasach krakowskich rządów Karola Wojtyły, jak i te bardziej prozaiczne jak np. pytania o samochody i ordery watykańskie, czy nawet potrawy, które podawano papieżowi w trakcie pielgrzymki do Azerbejdżanu.

Co daje Ci spotkanie z papieżem w takiej właśnie konkursowej formie?

Myślę, że w dzisiejszych okolicznościach pojawia się szczególne zapotrzebowanie na tego typu konkursy. Mamy filmy, niezliczone artykuły na ten temat w gazetach, odsłaniane są co i rusz nowe pomniki, urządzane akademie i na tym jakby kończy się całe zainteresowanie osobą Jana Pawła II. Albo zapominamy o nim, albo ciągle zamykamy osobę tego wielkiego Polaka w schematach i stereotypach kultury masowej. A ludzie są dziś zbyt bardzo zagubieni i zdezorientowani na tylu płaszczyznach swej egzystencji, więc chyba powinni poznawać i wpatrywać się w kogoś kto całe swe życie poruszał się w świetle Bożych, ogólnoludzkich wartości.

Nie poznają, nie wpatrują się już w Niego…?

Moc papieża udzielała się przez te lata wszystkim Polakom, ale i dzisiaj jest szczególnie potrzebna, gdy dużo wokół nas zmienia się na zewnątrz, ale nie ma albo mało widać wewnętrznych zmian w ludziach. Ciągle często kłaniamy się okolicznościom, wybieramy drogę na skróty, idziemy na kompromisy, które tak naprawdę stają się naszą kompromitacją. Przez to nie dokonuje się w nas zmiana na lepsze. Hołdując swej próżności i egoizmowi wykłócamy się w jałowych dyskusjach, zapominając przy tym, jak dużo nam jeszcze brakuje do tego, by mierzyć człowieka miarą „serca i sumienia” i budować przez to cywilizację miłości.