Z bohaterami pod prąd

Agnieszka Małecka

Nie tylko podczas wojny można być nikczemnikiem lub zdobyć się na heroizm. Ale oni, w wojennych warunkach, pokazali, jak wybierać dobro.

Z bohaterami pod prąd

Dość charakterystyczna scena, jeszcze ze Wszystkich Świętych, na jednym z płockich cmentarzy: rzeka ludzi, przewalająca się w czasie Mszy św. odprawianej przed kaplicą. Ludzie z kwiatami w objęciach, z komórkami przy uszach. Msza Mszą, ale przecież trzeba postać i pogadać, no i pewnie – pośmiać się ze spotkanym znajomym, kuzynką, ciocią Krysią…

Nie wracam do tego obrazka, by wałkować znów to, co duszpasterzy i wszystkich modlących się w tym czasie boli, i co niemiłosiernie przeszkadza, bo znicze podogasały i temat trąca myszką. Wracam, bo uderzyła mnie pewna dysproporcja.

Celebrans mówi o wspaniałej postaci Stanisławy Leszczyńskiej, kandydatki na ołtarze, bohaterskiej położnej z Auschwitz-Birkenau, która mimo groźby śmierci, sama nie skazała żadnego dziecka na utratę życia. A wokół kaplicy wciąż rzeka ludzi, z komórkami i nagłą wielką potrzebą pogadania sobie. A my, którzy stoimy i słuchamy, czy usłyszeliśmy naprawdę?

Można się zastanawiać, gdzie ta perła została rzucona. Tam Auschwitz, widmo śmierci, trudne decyzje moralne, a tu kwiaty, doniczki, komórki i pogaduchy. Czyli „wszystkoświąteczna” normalka.

A oto drugi ważny powód. Powstał niedawno film dokumentalny o doktorze Karolu Mikulskim, który przed wojną objął stanowisko wicedyrektora i ordynatora szpitala psychiatrycznego w Gostyninie. Historia jego życia, a szczególnie ostatnie dni są jak fabuła fikcyjnej książki wojennej, jaką chciałoby się czytać najbardziej, bo pokazuje wielkość i heroizm człowieka. Ale to nie była fikcja, tylko prawdziwe życie i decyzja człowieka, który wybrał własną śmierć, by nie podpisać wyroku na ludzi chorych, niepełnosprawnych, którzy byli pod jego opieką.

17 marca 1940 r. niemiecka komisja nakazała mu sporządzenie listy pacjentów, nie rokujących nadziei, i przeznaczonych do eksterminacji. Doktor nie zrobił tego. I na znak protestu wobec praktyk eugenicznych okupanta popełnił samobójstwo.

Dwa lata temu szpital w Gostyninie uczcił go pamiątkową tablicą (pisaliśmy o tym w „Gościu”), a teraz z inicjatywy Muzeum Historii Polski i Fundacji Świętego Mikołaja powstał film w reżyserii Amelii Łukasiak i Sławomira Małoickiego, w oparciu o scenariusz Magdaleny Gawin (otwarty pokaz premierowy odbędzie się 6 listopada o 19.00 w Centrum Prasowym Foksal w Warszawie).

Dobrze, że upamiętnia się takie postaci, bo są dla nas drogowskazami. Pozostaje jednak pytanie, jak się nimi tak dogłębnie przejąć, jak się nauczyć ich wierności, by nie krążyć tylko w rozgadanym, kolorowym tłumie, który bezrefleksyjnie mija to, co najważniejsze.