Jezus przychodzi jeszcze raz...

Waleria Gordienko

publikacja 09.04.2018 10:56

W sanktuarium na Starym Rynku w Płocku zainaugurowano diecezjalną krucjatę modlitewną w intencji powołań.

We Mszy św. w sanktuarium uczestniczyła cała wspólnota seminaryjna: klerycy i księża profesorowie We Mszy św. w sanktuarium uczestniczyła cała wspólnota seminaryjna: klerycy i księża profesorowie
Archiwum Walerii Gordienko

Tą Eucharystią otwieramy cykl modlitw w naszej diecezji w intencji powołań kapłańskich. Każdego dnia przynajmniej jedna z parafii naszej diecezji będzie modlić się w intencji powołań - zapowiedział ks. Marek Jarosz, rektor płockiego WSD. - Wierzymy, że nasze modlitwy u źródeł objawień Bożego Miłosierdzia zostaną wysłuchane – podkreślał.

- Jezu Miłosierny, popatrz na nas, na wspólnotę, którą tworzymy i wysłuchaj tej naszej modlitwy! Wzbudź wiele powołań kapłańskich, aby wielu młodych ludzi usłyszało Twój głos powołania i za tym głosem poszło - modlił się ks. Andrzej Pieńdyk, rektor sanktuarium na początku liturgii.

- Wydaje się, że życie pierwszych chrześcijańskich wspólnot było sielanką, idyllą, gdzie "jeden duch i jedno serce ożywiały wszystkich wierzących. Żaden nie nazywał swoim tego, co posiadał, ale wszystko mieli wspólne" (Dz 4,32). Idealna wspólnota wierzących, która swoim radykalizmem zawstydza nas – każdego, kto buduje Kościół tu i teraz. Lecz z perspektywy czasu okazało się, że były to raczej gorące pragnienia, autentyczne starania ludzi dopiero co nawróconych. Św. Łukasz pokazuje nam, że pierwsze wspólnoty chrześcijańskie miały swój czas nawiedzenia, czas "miodowego miesiąca". A później, z mozołem i wysiłkiem, wchodziły one w realizm, który obnażał ludzkie słabości oraz niebezpieczeństwa utraty kontaktu ze światem. Zatem, gdzie jest upragniona wyspa chrześcijan na ziemi? Jezus nam dziś odpowiada: "Nie ma jej". Nasze szczęście jest w czym innym – w wierze – akcentował w homilii ks. rektor.

- Naszym zwycięstwem jest wiara w to, że Jezus jest Synem Bożym. Ale jak trudne jest to zwycięstwo, przypomina nam scena z dzisiejszej Ewangelii: Tomasz przyjął postawę racjonalisty. Dla niego emocje pozostałych uczniów nie były do zaakceptowania. By przejść do postawy wiary, oczekiwał spełnienia warunków: "Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę" (J 20, 25). Nie wystarczyło mu zobaczyć ślady gwoździ, zapragnął włożyć palec w miejsce gwoździ. Czy można wymyśleć więcej niegodziwości, niż ten amator niezbitych dowodów? Chciałoby się powiedzieć: "Tomaszu, przestań!". Lecz przy kolejnym spotkaniu, po ośmiu dniach, usłyszał: "Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż ją do mego boku […]" (J 20, 27). Być może właśnie ze względu na Tomasza przychodzi powtórnie. I właśnie w tym można dostrzec tę logikę, którą Jezus będzie się posługiwać wobec każdego z nas – do końca, z uporem będzie walczył o każdego człowieka. Będzie przychodził jeszcze raz i jeszcze raz, nie będzie się wzbraniał, by pozwolić na włożenie ręki w Swój przebity bok – i tak aż do końca świata, bo Jego miłosierdzie trwa na wieki – mówił w homilii ks. prałat Jarosz.

- Jakże to wszystko przypomina scenę z Kaplicy Sykstyńskiej: Stwórca z wyciągniętą dłonią w kierunku człowieka. Dotyk zrodzony z miłości. Tomaszowy jest inny: jest zrodzony z Miłosierdzia. Miłosierdzie po hebrajsku oznacza matczyne łono, trzewia ludzkie, wnętrzności, które są siedliskiem uczuć. Bo w zgodzie Jezusa, by uczeń włożył rękę w Jego przebity bok, wyraża się najgłębsze miłosierdzie Boga, a Tomasz jest człowiekiem, który pragnie zostać porażonym miłością miłosierną Boga, pragnie dotknięcia, po którym już wszystko będzie inne… - reasumował rektor WSD.

Zwrócił uwagę, że miłosierdzie nie zawstydza, bo nie jest litością ani łaską, a Bóg przebaczając nie zapomina o przywróceniu godności. Sprawia, że grzesznik nie tyle widzi ile stracił, a widzi ile może jeszcze uczynić i zyskać.

- Panie, mamy tyle niepowodzeń. Nasze wspólnoty nie mają ani jednego serca, ani jednego ducha. Wspólnych rzeczy też mamy niewiele: sprawiedliwie dzielonych dóbr, używanych z myślą o innych… Brakuje nam wspólnoty ducha, bo każdy indywidualnie rozumie i realizuje dobro, nie patrząc, czy jest jeszcze miejsce dla mojego brata… Brakuje nam też powołań z wielu powodów: nie jesteśmy świadkami Twojego miłosierdzia, brakuje nam gorliwości, kapłaństwo traktujemy jako rolę społeczną, która nie ma zakorzenienia w wierze – nawet tak słabej, jak u Tomasza… Niewystarczająco realizujemy misję s. Faustyny, która prosiła: "Pragnę przechodzić świat cały i mówić duszom o wielkim miłosierdziu Boga. Kapłani, dopomóżcie mi w tym" (Dz. 491) – podkreślał.

- Miłosierny Jezu, przyjdź raz jeszcze, jak przyszedłeś do Tomasza, byśmy uwierzyli! Bądź nam miłosierny! Pozwól nam dotknąć Twoich ran, by wstąpiła w nas wiara i kapłański idealizm, bądź nam miłosierny! Oddal od nas lęk przed wstydem, niech nas nie przygniata świadomość grzechu, ale rozgrzewa świadomość tego, co jeszcze dla Ciebie możemy uczynić, bądź nam miłosierny! Poślij nowych robotników na swoje żniwo, bądź nam miłosierny! Abyśmy wszyscy tutaj zebrani mogli głosić ogrom Twego miłosierdzia na wieki wieków – modlił się na zakończenie homilii ks. rektor.

Zgodnie z zapowiedzią, od niedzieli Miłosierdzia do 6 października, przynajmniej w jednej z parafii diecezji płockiej codziennie będą obywały się nabożeństwa w intencji powołań kapłańskich.