Podróż sentymentalna z bohaterką Solidarności

am

publikacja 10.12.2017 15:25

- W internowaniu wychodziłyśmy na balkony i śpiewałyśmy "Mury" koleżankom, które przywożono lub wywożono z ośrodka - opowiadała Grażyna Przybylska-Wendt, bohaterka filmu "Życie solidarnością pisane", który miał swoją premierę w Płocku.

Twórcy i aktorzy filmu dokumentalnego "Życie solidarnością pisane" Twórcy i aktorzy filmu dokumentalnego "Życie solidarnością pisane"
Agnieszka Małecka /Foto Gość

To był wieczór Grażyny Przybylskiej-Wendt w pełnym tego słowa znaczeniu.

300-osobowa sala kinowa zapełniła się w niemal w całości widownią, wśród której znalazło się wielu przyjaciół, znajomych i współpracowników pani Grażyny, z różnych okresów jej działalności zawodowej, opozycyjnej, społecznikowskiej.

Niemal każdy z gości przyniósł ze sobą kwiaty, które wręczano bohaterce filmu przed i po pokazie, który odbył się w NovymKinie Przedwiośnie.

W premierze uczestniczyła także autorka scenariusza i reżyserka Ewa Górska, która do tej pory robiła filmy o Solidarności, ale głównie z perspektywy Wybrzeża.

W biografii Grażyny Przybylskiej-Wendt zainteresował ją nie tylko fakt, że była jedyną kobietą w Komisji Krajowej, w ścisłym gronie Prezydium KK w 1981 r., ale także wielowymiarowość tej postaci. Podczas płockiej premiery nazwała film "podróżą sentymentalną".

- Przygotowując go miałyśmy pewne ograniczenia, związane z chorobą pani Grażyny. Ale spisała się naprawdę wspaniale i dzięki temu mogliśmy pokazać te miejsca, z którymi była w Płocku związana - mówiła reżyserka E. Górska.

Początkowe trudności wiązały się także z poszukiwaniem funduszy na realizację filmu, ale znalazł się sponsor, którym został PKN Orlen. Koproducentami są Video Studio Gdańsk i Europejskie Centrum Solidarności.

Film, z oczywistych względów, nie mógł zmieścić wszystkich ciekawych wątków z życia G. Przybylskiej-Wendt, wspominała Ewa Górska. Na przykład zabrakło wzmianki o tym, że bohaterka została… Babcią Roku na Sardynii. Tam mieszkają obie córki pani Grażyny z rodzinami.

Jedno z wnucząt przygotowało na ten konkurs prezentację o swojej babci. Furorę zrobiło zdjęcie Grażyny Przybylskiej-Wendt z Lechem Wałęsą. - Bałam się, że będą myśleli, że komunizm w Polsce obalił Wałęsa z babcią Grażyną… - opowiadała z humorem bohaterka filmu.

Samą bohaterką jako taką się nie czuje, mówiła podczas premiery, wskazując na innych zasłużonych kolegów i koleżanki z opozycji solidarnościowej, z których wielu zasiadało w sali kinowej tego wieczoru.

To właśnie G. Przybylska-Wendt użyła po raz pierwszy słowa "solidarność" w wierszu napisanym jeszcze po wydarzeniach Grudnia ’70 na Wybrzeżu. Jak wspominała podczas premiery filmu, wiersz zrodził się z wyrzutów sumienia…

O strajkach, brutalnie spacyfikowanych przez władze komunistyczne, dowiedziała się bowiem zaraz się po powrocie z rodziną z wypoczynku, gdzie dobrze się bawiła. Ale już 10 lat później sama znalazła się wśród internowanych opozycjonistów.

Opowiada o tym sztuka "Trzynasty dwunasty", wystawiana w płockim Teatrze Dramatycznym i w kilku innych miejscach, m.in. dawnym obozie internowania w Gołdapi. - Byłam internowana w sześciu ośrodkach - wspominała.

- Żałuję, że nie mogłam w filmie pokazać dłuższych fragmentów tej sztuki - zaznaczyła Ewa Górska. W dokumencie znalazły się dwie sceny. Pierwsza z wigilii Bożego Narodzenia, w którym internowane dzielą się opłatkami z "klawiszkami".

- Z naszej strony to był spontaniczny gest. Potem dowiadywałyśmy się, że tak samo zachowywali się internowani w innych ośrodkach - wspominała bohaterka filmu "Życie solidarnością pisane".

Druga scena jest zabawna i tajemnicza. Internowane spacerują, trzymając na smyczy sztuczne zwierzaki. - Nazywałyśmy je "śmakami"… - mówiła Grażyna Przybylska-Wendt. Więźniarki robiły je z rajstop, wypchanych watą, przywożoną im przez … księży.

Potem te "śmaki" wyprowadzały na spacery, wprawiając tym w konsternację pilnujących je funkcjonariuszy. Z tymi zwierzakami zaprezentowały się też przed ważną delegacją, która przybyła do Gołdapi, by zobaczyć, w jakich warunkach przebywają internowane. Komendant ośrodka czym prędzej zabrał członków delegacji do swojego gabinetu.

- W internowaniu, bez względu na porę dnia i nocy, czy temperaturę, wychodziłyśmy na balkony i śpiewałyśmy "Mury" koleżankom, które przywożono lub wywożono z ośrodka - opowiadała dalej Grażyna Przybylska-Wendt podczas premiery filmu "Życie solidarnością pisane".

Opowiadała też m.in. o swoim zaangażowaniu jako medyka sądowego w sprawy smoleńskie, wyjaśniając na czym polegały błędy w badaniach, przeprowadzonych tzw. „patomorfologów” rosyjskich, i dlaczego trzeba ekshumować ofiary tamtej katastrofy.

Tę wielowymiarową biografię doktor Grażyny Przybylskiej Wendt jednej z legend "Solidarności" pokazuje film "Życie solidarnością pisane". Reżyserka Ewa Górska prowadzi widza krok po kroku przez kolejne etapy życia bohaterki, urodzonej w Chojnicach przed II wojną światową, a od 1973 r. związanej z Płockiem.

Ciekawą klamrę filmu stanowi epizod z czasów szkolnych bohaterki, ukazany na początku w formie sceny zagranej przez młodzież z płockiej Małachowianki i aktorów płockiego Teatru Dramatycznego.

W scenie do sali wchodzi funkcjonariusz, który nakazuje nauczycielce zdjąć ze ściany krzyż. Nauczycielka odmawia, ale krzyż zdejmuje jedna z uczennic. Nauczycielka nie wróciła już do szkoły…

Krótko po tym, inna uczennica przynosi do szkoły obrazek ks. Piotra Skargi, trzymającego krzyż. Postanawiają zawiesić go w na ścianie w sali lekcyjnej. Jedna z uczennic, najwyższa w klasie, wiesza obrazek - to właśnie bohaterka filmu.

Do niepokornej klasy przychodzi dyrektor szkoły i żąda od „winowajczyni” przyznania się do winy. Bohaterka filmu wstaje, a zaraz za nią podnoszą się kolejne koleżanki. Nikt nie został ukarany.

- Wtedy po raz pierwszy poczułam solidarność, że gdy jest nas wielu, to coś da się zrobić - tak o tym wydarzeniu mówi w filmie Grażyna Przybylska-Wendt.

Potem były kolejne wymiary solidarności: w środowisku zawodowym, gdy pracowała jako anestezjolog w Zakładzie Medycyny Sądowej w Białymstoku, i gdy rodziła się już solidarność przez duże "S". To już czasy płockie - praca w nowo powstałym szpitalu na Winiarach.

Po I Krajowym Zjeździe Delegatów NSZZ „Solidarność” w 1981 r. w Gdańsku, Grażyna Przybylska-Wendt znalazła się w prezydium związku.

- Popełniliśmy w tamtej komisji błąd, bo tam nie mieliśmy kobiety i źle nam się pracowało. Ja też to odczułem. Potrzebujemy i będzie - mówi w archiwalnym nagraniu Lech Wałęsa.

W prezydium miała pod opieką kilka resortów: m.in. służbę zdrowia, kulturę, ochronę środowiska, harcerstwo. Niemal z dnia na dzień została wydelegowana przez Wałęsę do Rzymu na Kongres Polonii Świata i spotkanie z włoskimi związkowcami. Na dworcu powitała ją para związkowców, od których otrzymała wizytówki. Po jakimś czasie dowiedziała się, że ta dwójka była w gronie przywódców Czerwonych Brygad.

W filmie wspomina też o swoim zaangażowaniu w połowie lat 80. XX wieku w tzw. Grupę Roboczą, którą współtworzyła z działaczami takimi jak nieżyjący już Grzegorz Palka, Jerzy Kropiwnicki, Andrzej Słowik.

Grupa Robocza domagała się - bez skutku - przywrócenia mandatowych władz związku, wybranych w 1981 r., które zastąpiła tzw. Krajowa Komisja Wykonawcza. To środowisko, sytuujące się w nurcie niepodległościowym, nie zostało też później dopuszczone do rozmów okrągłego stołu. W tym okresie G. Przybylska-Wendt wycofała się z działalności związkowej.

Kolejne etapy "Życia solidarnością pisanego" to zaangażowanie bohaterki filmu w sprawy społeczne: utworzenie na bazie poradni przeciwbólowej hospicjum płockiego, które otrzymało patronat św. Urszuli Ledóchowskiej, a to dzięki siostrze pani Grażyny, która była matką generalną sióstr urszulanek.

To wreszcie zaangażowanie w sprawy smoleńskie. - Na prośbę jednej z rodzin smoleńskich z dokumentacji rosyjskiej zrobiłam nasz normalny, polski protokół. Spowodowało to potem lawinę próśb o kolejne protokóły - mówi w filmie bohaterka.