Aldona Wiśniewska, która wraz z mężem Arturem tworzy diecezjalną parę doradców życia rodzinnego, opowiada o świętach Bożego Narodzenia przeżywanych w wielodzietnej rodzinie.
– Kochamy kolędy i śpiewamy je z głośnym akompaniamentem, bo przecież w rodzinie Wiśniewskich wszyscy na czymś grają – mówi Aldona Wiśniewska.
Agnieszka Otłowska /Foto Gość
Ks. Włodzimierz Piętka: Jesteście rodziną wielopokoleniową. Ile osób usiądzie przy Waszym wigilijnym stole?
Aldona Wiśniewska: Jest już naszą wieloletnią tradycją, że przy wigilijnym stole siadamy w domu rodzinnym dziadków Wiśniewskich. Zdarzało się, że była nas prawie czterdziestka. W tym roku będziemy w nieco mniejszym, 18-osobowym składzie. Siostra Małgosia, która mieszka w Lublinie, ma już swoją liczną rodzinę i stół wigilijny.
Co w sobie ma tak liczna rodzina w kontekście dzisiejszego społeczeństwa singli?
Bardzo często po koncertach ludzie mówią nam: „Zazdrościmy wam tak licznej rodziny”. Oczywiście, są rodziny jeszcze liczniejsze, ale przecież jest też tylu samotnych. Jeśli wierzymy, że Pan Bóg daje nam drugiego człowieka, aby się wzajemnie wspierać w drodze do Niego, to w dużej rodzinie naprawdę odnajdujemy wielkie wsparcie. Możemy w ten sposób naszym bliskim służyć, pomagać, szanować ich, troszczyć się i uczestniczyć w ich życiu – po prostu kochać, ale też przez to budować swoje człowieczeństwo, swoją wrażliwość, temperować pychę i czerpać z tego dużo radości i życiowej satysfakcji.
Dostępne jest 54% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.