Szewska pasja

Agnieszka Otłowska

|

Gość Płocki 48/2016

publikacja 24.11.2016 00:00

Zegarmistrz, szewc, cholewkarz, czyli małe lokalne usługi. Jest ich już coraz mniej...

Pan Tadeusz prezentuje formy, za pomocą których krojono dawniej skórę na cholewki. Pan Tadeusz prezentuje formy, za pomocą których krojono dawniej skórę na cholewki.
Agnieszka Otłowska

Kiedyś zakład szewski czy zegarmistrzowski był na prawie każdej ulicy. Ich szyldy można było zobaczyć na bramach i ścianach starych kamienic. Dziś jest ich jak na lekarstwo. Wszystko dlatego, że następców coraz mniej. Dawniej umiejętności te dziedziczyło się z pokolenia na pokolenie: np. u Kowalskiego naprawiało się buty, a u Nowaka – zegarki. Dziś brakuje mistrzów i uczniów, a prawdziwi specjaliści są na wagę złota.

Nauki na Bonifraterskiej

Odwiedzamy na pułtuskim rynku ostatniego z cholewkarzy w tym mieście. Akurat przeszywa zamek w torbie podróżnej. – Teraz wystarczy przejechać na maszynie, aby szwy dobrze trzymały – mówi Tadeusz Smogorzewski. Od 1961 r. jest cholewkarzem i do dziś wykonuje swój zawód. – Przed wojną mój ojciec robił oficerki dla 13 Pułku Piechoty w Pułtusku. Gdy nastała wojna, cholewki do butów wykonywali Żydzi. Nawet w Warszawie było zaledwie czterech cholewkarzy Polaków, reszta była żydowskiego pochodzenia. I właśnie w czasie okupacji zacząłem się uczyć tego zawodu.

Dostępne jest 15% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.