Dołączył do największego chóru

Wojciech Ostrowski

publikacja 02.02.2016 23:11

Uroczystej liturgii pogrzebowej, w której uczestniczyli pasjoniści z klasztorów w całym kraju, księża z sąsiednich parafii, siostry zakonne oraz liczna rzesza wiernych, przewodniczył o. Waldemar Linke, prowincjał Zgromadzenia Męki Jezusa Chrystusa w Polsce.

O. Czesław Buszta, pasjonista (1930-2016), przez długie lata dyrygował chórem parafii św. Stanisława Kostki w Przasnyszu O. Czesław Buszta, pasjonista (1930-2016), przez długie lata dyrygował chórem parafii św. Stanisława Kostki w Przasnyszu
Archiwum parafii św. Stanisława Kostki w Przasnyszu

- Kiedy umiera muzyk, często mówi się, że dołączył do największej orkiestry świata. Do o. Czesława chyba to nie bardzo pasuje. Jego życie lepiej charakteryzowałoby odniesienie do chóru zbawionych. Znaleźć swoje miejsce i swoją melodię w tym chórze to przecież cel życia każdego z nas - powiedział w kazaniu ojciec prowincjał. - O. Czesław przeżył swoje życie jako zakonnik. Od 1951 r. jego życie naznaczone było czterema kamieniami węgielnymi, jakimi są śluby zakonne: czystości, ubóstwa i posłuszeństwa i, charakterystycznym dla naszej duchowości, ślubem głoszenia Męki Pańskiej. Przez wiele lat dzielił to życie we wspólnocie zakonnej ze swoim rodzonym bratem, o. Dominikiem, postacią dla polskich pasjonistów jakże ważną. A jednak nikogo nie naśladował. Znalazł na tej drodze swój osobisty styl, taki, w który mógł wkomponować swoje osobiste uzdolnienia, swoją pasję życiową - muzykę.

Kaznodzieja zaznaczył, że zmarły nie poprzestał na tym, co mu Pan Bóg dał, nawet jeśli były to talenty niepoślednie, ale rozwijał je. - Był bardzo serdecznie związany z tym, co robi, z troską i pokorą posługiwania. Jakże bardzo trzymał się tej swojej misji organisty. Była to dla niego wielka strata, kiedy słabnące siły i wiek spowodowały, że już nie mógł tego robić dalej, to był ból, bo zaangażował się całym sercem, w to, co robi. Ale to nie było takie zaangażowanie, które się ograniczało do tego, że realizował swoje hobby. Nie był kapłanem duszpasterzem, ale świetnym organistą i osobą obdarzoną pięknym głosem. Zrobił z tego piękne i użyteczne narzędzie w modlitwie, w zbliżaniu się do Pana Boga, w zaangażowaniu się w budowanie wspólnoty Kościoła. Potrafił pięknie ten dar, otrzymany od Pana Boga, wykorzystywać. Dlatego możemy mieć pełną nadzieję, że jego głos dołączy do tego wychwalającego Boga Zbawiciela chóru - mówił o. Waldemar Linke. - Modląc się za o. Czesława, prośmy, żeby ten jego śpiew Pan Bóg oczyścił i naznaczył Swoim doskonałym pięknem. Pomyślmy też o sobie, o naszym życiu, o tym, czy potrafimy każde działanie, które podejmujemy, każdą pasję, która nas do czegoś prowadzi, osadzić w tej nadziei bycia z Bogiem, w tej nadziei chwalenia Go przez całą wieczność.

List kondolencyjny z pasterskim błogosławieństwem biskupa Piotra Libry odczytał dziekan przasnyski i proboszcz parafii św. Wojciecha, ks. prał. Andrzej Maciejewski.

O. Wiesław Wiśniewski, przeor przasnyskiego klasztoru ojców pasjonistów i proboszcz parafii św. Stanisława Kostki, zauważył, że 2 lutego o. Czesław obchodziłby 59. rocznicę święceń kapłańskich - Uroczystość tę będzie przeżywał już wraz ze swoim Najwyższym Pasterzem, z tym który powołał go do życia zakonnego i kapłańskiego - mówił o. Wiesław. - Zwrócił też uwagę, że zmarły w cichości swego życia skupiony był na tym, co było jego największą pasją. - Jakie to było wzruszające, kiedy na wieść o jego odejściu do Pana zebrali się chórzyści z trzech przasnyskich parafii, aby oddać cześć człowiekowi, który przez śpiew i muzykę sławił Boga. Te nieszpory, podczas których śpiewał, kiedy rozpoczynał antyfonę ku czci NMP - chyba nie było nikogo, komu nie przechodziłyby po plecach ciarki. Równie cicho, jak żył, odszedł pogodzony z wolą Boga - wspominał o. przeor.

W pamięci wiernych o. Czesław zapisał się przede wszystkim jako organista, którego wspaniała muzyka organowa i śpiew przez wiele lat wypełniały kościół Świętych Jakuba i Anny, ale był również wieloletnim katechetą i cenionym spowiednikiem.

- Ojca Czesława znałem od lat 60. ubiegłego wieku - mówi Karol Tomaszewski. - Był przyjacielem naszej rodziny. Najpierw rodzice śpiewali w chórze, a później dołączyłem też ja. Był bardzo pogodnym człowiekiem. Miał dwie pasje: muzykę i motocykle. Najpierw miał skuter "Osa", a później do końca życia różne, kolejne motory; samochodów nigdy nie uznawał. Był bardzo dobrym, ciepłym, spokojnym człowiekiem. Przyjacielem. Życzliwy dla wszystkich; gdy ktoś się zwrócił o pomoc, to zawsze pomagał. Służył pomocą na każde wezwanie. Umiał zaopiekować się naszym chórem. Razem jeździliśmy śpiewać do Rawy Mazowieckiej, Łodzi, Sadowia. Przykro mi, że już odszedł. Dał się poznać także jako oddany służbie Bogu kapłan. Już o 4.00 odprawiał Mszę św. w kaplicy klasztornej. Był bardzo dobry jako człowiek i dał się lubić, co było widać na pogrzebie - tak wiele osób przyszło. Zazwyczaj było go raczej słychać na chórze niż widać przy ołtarzu, jak innych ojców. Był cichym, skromnym człowiekiem. Zapamiętamy jego głos i mistrzowską grę na organach - opowiada chórzysta.

Katarzyna Olczak przez 12 lat śpiewała w prowadzonym przez o. Czesława chórze, który dzięki niemu stanowił niemal rodzinną wspólnotę. - Tak jak chce mi się jeść, tak bardzo chce mi się biec każdego dnia przed Najświętszy Sakrament do tego Przyjaciela, którego pokazywał nam o. Czesław, i któremu. i Jego Matce śpiewał na chwałę – mówi Katarzyna. - Był pod każdym względem naszym ojcem. Nawet wtedy, gdy los bardzo mną szarpał. Nie ukrywam, że moje serce dziś płacze. To był zacny przyjaciel i człowiek w moim życiu. Był moją ostoją zwłaszcza wtedy, kiedy ból rozrywał mi serce po śmierci córki. Nie raz ocierał mi łzy. Czułam wtedy jego serce. Jako chórzystów połączyły nas wspólne wycieczki w różne miejsca, gdzie śpiewaliśmy, m.in. do Częstochowy, do rodzinnej miejscowości o. Czesława, na śluby i pogrzeby przyjaciół. Wspólnie przeżywaliśmy święto chórzystów na św. Cecylii, kiedy byliśmy jak jedna wielka rodzina. Bardzo za tym tęsknię. Znajomi dziwili się czasem, że trzy razy w tygodniu z wielką radością, niezależnie od pogody, szliśmy na próby. Ale to było dla nas oczywiste, że to dla Pana Boga. I nie było to ciężarem, problemem, szliśmy z wielką ochotą, bo dusza tego potrzebowała. Tam się czuło ciepło i normalność. Uśmiechnięte oczy ojca, normalna rozmowa - to była taka siła przyciągania, że nie wiem, czy jestem w stanie dobrze to wyrazić. Po prostu kochaliśmy go za jego miłość. Otwarte serce, otwarta dłoń -  to był w moim odczuciu normalny, pokorny, ciepły, mały a bardzo wielki człowiek. Myślę, że czas nigdy nam o. Czesława z pamięci nie wymaże - wyznaje chórzystka.


O. Czesław Walenty Buszta urodził się 10 kwietnia 1930 r. w Brzózie Stadnickiej na Podkarpaciu. Śluby zakonne złożył 4 września 1951 roku. Święcenia kapłańskie przyjął 2 lutego 1957 roku. Większość życia kapłańskiego posługiwał w przasnyskim klasztorze. W krypcie tamtejszego kościoła parafialnego zostało pochowane ciało o. Czesława.

Członkiem Zgromadzenia Męki Jezusa Chrystusa był także wspomniany w kazaniu przez o. prowincjała o. Dominik Buszta, starszy brat o. Czesława, moderator Ruchu Rodziny Matki Pięknej Miłości i wicepostulator procesu beatyfikacyjnego o. Bernarda Kryszkiewicza.