Mały widz, a cieszy

am

publikacja 06.12.2015 18:11

Uważają, że w Płocku nie ma teatru dla dzieci z prawdziwego zdarzenia. Swoimi spektaklami chcą wypełnić tę lukę. Dziś grali na "mikołajki".

Mały widz, a cieszy Płock, 23.11.2015. Bajka terapeutyczna o lękach w wykonaniu założycieli i aktorów Teatru Form Wielu Agnieszka Małecka /Foto Gość

Główny bohater spektaklu „Mikołaj potrzebny od zaraz” w wykonaniu płockiego Teatru Form Wielu może w niewielkim stopniu przypomina świętego biskupa z Mirry, ale na pewno jest tym, którego kochają wszystkie dzieci - popularnym, sympatycznym brodaczem, w czerwonym płaszczu i czapie, który przyjeżdża saniami, zaprzężonym w renifery i przywozi prezenty.

W tej bajce Mikołaj utknął w jakiejś zaspie, a mali ochotnicy z widowni muszą go zastąpić w jego ważnym zadaniu.

- Podczas przedstawienia dzieci tworzą fabułę wraz z aktorami, poznając wiele dziwnych stworzeń ze świata wyobraźni i zimowych baśni, przedstawionych za pomocą różnych form teatru lalek. Nie tracimy jednak nadziei, prawdziwy święty zrobi wszystko, by zdążyć na czas - wyjaśniają autorzy przedstawienia, dwaj młodzi aktorzy z Płocka, bracia: Łukasz i Przemysław Jarzyńscy, którzy tworzą Teatr Form Wielu.

„Mikołaj potrzebny od zaraz” to jeden z ich kilku spektakli dla dzieci. Bracia sami piszą scenariusze, muzykę, projektują scenografię i kostiumy. „Bajkowy” repertuar to jedna z gałęzi ich działalności, ale jak sami mówią, ma dla nich duże znaczenie - W Płocku praktycznie nie ma teatru dla dzieci. My bardzo lubimy tego widza, chociaż jest on szczególnie wymagający - przyznaje Łukasz Jarzyński. Ich spektakle, tak jak dzisiejszy „Mikołaj”, mają charakter np. interaktywnej zabawy, dzięki czemu mały widz w jakiś sposób współtworzy to, co dzieje się na scenie.

Świeżym projektem tego tandemu artystycznego jest także bajka terapeutyczna „Mały Kapitan Gwiezdnej Floty”, napisana wspólnie z psychologiem, Agnieszką Okuniewską. To spektakl, w którym dzieci uczą się prostych sposobów na pokonywanie lęku.

- To jedna z pierwszych negatywnych emocji, które pojawiają się u dzieci. Ma on olbrzymi wpływ na rozwój dziecka w późniejszych etapach życia człowieka. Jeśli w przedszkolu są przedstawienia i nabierzemy jakiejś traumy, to ten lęk będzie nam towarzyszył przez całe życie. Dlatego w spektaklu mamy scenę, w której chłopiec boi się opowiedzieć o swoim ulubionych bohaterze przed całą klasą - mówi Agnieszka Okuniewska. Jak je pokonywać? Np. schować lęk do pudełka, albo narysować go w sposób karykaturalny.

- Rodzice nie zawsze mają czas, by poszperać gdzieś w książkach; nie zawsze mają możliwość, by do dotrzeć do jakichś narzędzi, by pomóc swoim dzieciom. Tutaj, poprzez interakcję i zabawę, potrafią wyciągnąć dużo informacji. Wiemy, że po powrocie do domu, dzieciaki w dalszym ciągu śpiewają naszą piosenkę: „odwaga, odwaga, to zawsze pomaga” - dodaje A. Okuniewska. Aktorzy i psycholog już zastanawiają się nad kolejnymi przedstawieniami, które dotyczyły innych negatywnych emocji, z jakimi lepiej rozprawić się już w dzieciństwie.

- W naszych przedstawieniach łamiemy przestrzeń, między aktorem a widzem, w tym przypadku najmłodszym. On uczestniczy w całości spektaklu, który staje się też jego spektaklem. Mały widz musi polubić bohatera, utożsamić się z nim; wtedy razem z nim przeżywa przygody. Dzięki temu ten proces terapeutyczny jest silniejszy. Do dorosłych przekaz jest zatarty. Do dzieci przekaz musi być prosty. I trzeba odnaleźć w sobie tę prostotę, tę naiwność dziecka. Wtedy można złapać z małym widzem świetny kontakt - zauważa Przemek.

- W naszych spektaklach dla dzieci mówimy o przyjaźni, o sile rodziny, nie porywamy się na ciężkie tematy, bo to nie ma sensu. Piszemy też scenariusze tak, by nie podawać treści łopatologicznie. Niech ten widz nawet nie wie od razu, co dokładnie „wyciągnął”, niech wyjdzie ze spektaklu i pomyśli o tym później. Teatr nie musi dawać gotowych odpowiedzi, ważniejszy jest, gdy zadaje mądre pytania - mówi Łukasz Jarzyński.

Skąd czerpią inspirację? Z życia, z własnego dzieciństwa. - Tak było na przykład ze spektaklem „Hau, miau i inne języki”, który opowiada o relacji głównego bohatera ze zwierzętami, z którymi mieszka. My te wszystkie zwierzęta albo mamy, albo mieliśmy - śmieje się Przemek.

Nazwa teatru nie jest przypadkowa; w spektaklach aktorom towarzyszą lalki. Oni sami, jak mówią żartem, na scenie nie są ludźmi, ale „ludzikami”. Czy teatr lalek nie jest passè? - Absolutnie nie uważamy, że taki teatr się wyczerpał. Przeciwnie. Forma jest piękna, bo nigdy nie jest dosłowna. Lubimy teatr formy. To nieprawda, że musi być on tylko dla dzieci - twierdzi Łukasz. Dlatego pisząc scenariusze przedstawień starają się także pamiętać o dorosłych, którzy towarzyszą na widowni małym widzom.

Jedno jest pewne; właśnie ten mały widz, w dodatku w jakimś wymiarze zaproszony do działania teatralnego, może ogromnie zaskoczyć. Nawet elementy improwizowane muszą być tu dokładnie przemyślane. Czy wszystko da się przewidzieć? Z pewnością nie. Ale może to jest najciekawsze i...najzabawniejsze.

- Rok temu w pewnym przedszkolu gramy „Mikołaja potrzebnego od zaraz” - wspomina Przemek Jarzyński. - Na końcu jest scena, gdy nasz bohater wychodzi i rozdaje prezenty. W tej placówce poinformowano nas, że "mikołajki" będą tu za dwa tygodnie. Dlatego nasz bohater miał tylko powiedzieć małym widzom, że jak będą grzeczni, to niedługo dostaną prezenty. Na koniec spektaklu wychodzi nasz Mikołaj. Nagle jeden chłopiec wstaje i krzyczy „gdzie są nasze prezenty!!?”.