Odnaleźć sens na nowo

am

publikacja 15.11.2015 08:00

O tym, dlaczego osoby w żałobie chowają zdjęcia bliskich, jak żałoba przewartościowuje życie i dokąd zmierza ten proces, w rozmowie z Agnieszką Małecką mówi Aleksandra Słupecka, psycholog z Centrum Psychologiczno-Pastoralnego "Metanoia" w Płocku.

 Aleksandra Stupecka, psycholog z Centrum Psychologiczno-Pastoralnego "Metanoia" Aleksandra Stupecka, psycholog z Centrum Psychologiczno-Pastoralnego "Metanoia"
Agnieszka Małecka /Foto Gość

Agnieszka Małecka: Świat wokół nas chce, abyśmy byli dyspozycyjni i efektywni. Czy nie jest trochę tak, że w takich warunkach po prostu nie ma czasu na żałobę?

Aleksandra Stupecka: To również my nie dajemy sobie takiego czasu, a żałoba go potrzebuje. Ona wymaga tego, by się zatrzymać, wycofać z codziennej aktywności, na co często sami nie pozwalamy, bo wydaje się nam, że musimy natychmiast powrócić do dotychczasowych obowiązków. Czasem spotykam osoby w żałobie, które sądzą, iż szybki powrót do pracy pozwoli im bardziej bezboleśnie przeżyć żałobę. Myślę, że jest to niepokojący sygnał, ponieważ nie dają sobie szansy, by spotkać się ze swoimi emocjami, uświadomić sobie, że straciły kogoś bliskiego.

Czasem, gdy ktoś bardzo przeżywa żałobę, mówimy, że rozczula się nad sobą…

Trudno jest nam nie wyciągać tego typu wniosków, ponieważ nie mamy dobrych wzorców tego, jak właściwie podchodzić do osoby w żałobie. Patrząc na nią z boku, często nie wiemy, jak pomóc. Nie umiejąc trwać przy osobie, która przeżywa tak silne emocje, chcemy je zbagatelizować, by samemu obronić się przed przeżywaniem smutku czy żalu. Mówimy na przykład: „nie martw się, będzie dobrze”, sądząc, że w ten sposób pomagamy. Nie chcemy wchodzić głębiej w przeżycia osoby w żałobie, ponieważ boimy się, że obudzi to w nas jakieś trudne emocje, z którymi nie będziemy umieli sobie poradzić.

Jakie emocje pojawiają się w jej trakcie?

Żałoba to proces, gdy emocje się przenikają. Możemy odczuwać tęsknotę, rozgoryczenie, poczucie winy, bezradność, a niekiedy nawet ulgę. W czasie żałoby mamy do czynienia z podobnymi etapami, przez które przechodzi osoba dowiadująca się o swojej nieuleczalnej chorobie i bliskiej perspektywie śmierci. Dr Elisabeth Kübler-Ross wyszczególniła etap zaprzeczania, po którym następuje czas gniewu i frustracji . Następnym etapem jest okres targowania się z Panem Bogiem. Z czasem, gdy organizm jest przeciążony tymi emocjami, przychodzi etap wyczerpania, w którym może pojawić się depresja. Docelowym punktem, do którego dążymy w pomocy osobom w żałobie, jest akceptacja sytuacji straty. Dla niektórych jednak ten etap jest bardzo trudny do osiągnięcia nawet przez kilka czy kilkanaście lat. Osoby w żałobie, godząc się ze śmiercią kogoś bliskiego, zaczynają niejednokrotnie zauważać, że to bolesne doświadczenie coś im dało, pozwoliło bardziej docenić jakąś wartość, dostrzec, jak ważna jest dla nich rodzina czy małżeństwo. To jednak nie oznacza, że silne emocje przeżywane na początku żałoby nie będą obecne na późniejszych jej etapach.

Mężczyźni i kobiety różnie to przeżywają?

Kobiety są bardziej skłonne o mówić o swoim bólu, mężczyźni zaś często nie pozwalają sobie, by spotkać się z trudnymi emocjami. Mężczyzna wyraża swoje emocje w postaci gniewu i złości, które przysłaniają to, co jest głębiej - żal, smutek, poczucie krzywdy, to wszystko, do czego tak trudno mu się przyznać.

Co jest symptomem, że żałoba nie zmierza do uleczenia?

To mogą być sytuacje, gdy ktoś nie godzi się ze śmiercią bliskiego i mówi: „on wcale nie umarł” lub „nie pozwolę jej odejść”. Znakiem ostrzegawczym jest, gdy zmarłe dziecko lub współmałżonek jest w pewien sposób „gloryfikowany”; jego zdjęcia, rzeczy są na domowym piedestale. Dostrzegam, że ktoś przechodzi do kolejnego etapu procesu żałoby, m.in. wtedy, gdy z większym spokojem podchodzi do oglądania zdjęć czy pamiątek. Spotykam rodziców, którzy po śmierci dziecka obawiają się nawet dotknąć rzeczy zmarłego. Pozostawiają dziecięcy pokój w niezmienionym stanie. Gdy słyszę o tego typu sytuacjach, staram się pokazać rodzicom, iż może być to sygnał, że zatrzymali się w procesie żałoby i nie chcą przejść do jej kolejnego etapu. Niekiedy zauważam, że rodzice potrzebują tygodni czy nawet miesięcy, by wykonać kolejny mały krok naprzód. Z czasem zaczynają segregować mniej istotne pamiątki, pozbywają się części rzeczy, zakładają księgi pamiątkowe, gdzie wklejają zdjęcia, do których wcześniej nie mieli odwagi zajrzeć.

A na czym polega dojrzałe spojrzenie na doświadczenie straty?

Patrząc na doświadczenie straty w sposób dojrzały, pozwalamy, by budziło w nas ono silne emocje. Kiedyś przeczytałam, że żałoba to cena, jaką płacimy za miłość. Gdy kogoś bardzo kochamy za życia, niezwykle mocno cierpimy po jego odejściu. Żałoba się kończy, lecz nasza tęsknota trwa nadal. Znakiem dojrzale przeżytej żałoby może być to, że w momentach rocznicowych, takich jak rocznica śmierci czy urodzin osoby zmarłej, pozwalamy sobie wyrażać rozgoryczenie, smutek czy gniew, a nie blokujemy się na nie. Osoby, które przechodzą proces żałoby w sposób dojrzały, niekiedy przewartościowują całe swoje życie.

Mówimy czasem, że z odejściem kogoś umiera w nas jakaś cząstka…

Tak jest szczególnie, gdy umiera dziecko. Ono pojawiło się na świecie dzięki miłości rodziców, powstało z połączenia ich cech fizycznych, rodzice widzą siebie w nim. Umiera też cząstka planów, jakie wiążą z tym dzieckiem. Pamiętajmy, że w przypadku straty jedynego dziecka osoby w żałobie tracą jedną z ważnych ról życiowych. Często nie potrafią odnaleźć się na nowo jedynie w roli żony czy męża. Wówczas człowiek zaczyna być również inaczej postrzegany przez otoczenie. Można nawet stracić krąg przyjaciół, związanych bardziej z osobą, która odeszła. Osoby w żałobie często nie wiedzą, co ze sobą zrobić, ponieważ zniknęły obowiązki, które do tej pory wypełniały całe ich życie. Gdy umiera dziecko, współmałżonkowie nie wiedzą, czym zapełnić swój czas, jak odnaleźć na nowo sens i cel tego, co robią. Żałoba to proces, podczas którego trzeba przeorganizować niekiedy całe życie, poukładać na nowo hierarchię wartości.

Czy jednak nie pokutuje mit, że żałoba po śmierci maleńkiego dziecka, przed narodzeniem, jest „mniejsza” niż strata bliskiej, starszej osoby?

Otoczenie rzeczywiście nie daje prawa do przeżywania tego w taki sam sposób, jak rodzicom po stracie starszego dziecka. Nie pozwala się nawet nazwać czasu po poronieniu żałobą. Rodzice, których dziecko zmarło przed narodzeniem, nie zgadzają się z tym. Więź, którą wytworzyli z dzieckiem poczętym, może być tak samo silna jak z dzieckiem już narodzonym. Są rodzice, którzy na podstawie wspomnień z czasów ciąży mogliby napisać całą książkę, ponieważ tyle się wtedy wydarzyło, tak wiele nowych relacji się pojawiło, tyle pięknych, wspólnych chwil miało miejsce. Ich więź z nienarodzonym dzieckiem pojawia się na bazie marzeń czy wyobrażeń, które mają. Powinno się o tych wyobrażeniach rozmawiać, rodzice bardzo chcą o nich mówić. Czują jednak opór milczenia. Osoby z zewnątrz nie chcą słuchać ich wspomnień, bo wydaje im się to nie na miejscu. A przecież dla tych rodziców to było dziecko, które od początku traktowali osobowo.

W płockiej „Metanoi” czekają na takie osoby po stracie, psycholog i duszpasterz. Ale często bywa nam wstyd, że nie radzimy sobie z tym sami…

Tak naprawdę, nie zawsze jest tak, że każdy takiej profesjonalnej pomocy potrzebuje. Są osoby, które pięknie same radzą sobie i potrafią intuicyjnie przejść przez te etapy żałoby. Wiele zależy od wsparcia bliskich, przyjaciół. Często jednak spotykam się z rodzicami, którzy mówią, że nikt z bliskich nie jest na siłach, by słuchać o dziecku, które stracili. Nieco inaczej patrzy na tę sytuację psycholog, który stoi z boku i może pomóc w konstruktywnym podejściu do tej sytuacji. Fakt, iż potrzebujemy takiej pomocy, to absolutnie nie jest wstyd. Mamy prawo być słabi w czasie żałoby.

Kto i kiedy może się zgłaszać do Metanoi?

Dyżur psychologa jest w każdy wtorek w godzinach 16-18. Zgłaszać mogą się osoby po stracie dziecka, które zmarło przed narodzeniem, w wyniku choroby czy wypadku. Zapraszamy również dzieci, które straciły rodzeństwo, i osoby dorosłe, które straciły członka rodziny. Nie ma znaczenia, na jakim etapie żałoby jesteśmy, ponieważ na każdym z nich może pojawić się jakaś trudność. Po 10 latach możemy być cały czas na etapie pierwszym, tak silne mogą być w nas różnego rodzaju mechanizmy obronne.

Czy częściej przychodzą po poradę osoby po stracie dziecka czy dorosłych bliskich?

Obecnie zgłaszają się głównie osoby po stracie dziecka dorosłego. Mam wrażenie, że małżonkowie poszukują pomocy z zewnątrz, gdyż po wielu latach małżeństwa może być im trudno zbliżyć się w przeżywaniu żałoby z mężem czy żoną, którzy powinni być dla nich głównym źródłem wsparcia. Moim celem jest wówczas, by na nowo zbliżyć ich do siebie, tak by psycholog przestał być im z czasem potrzebny, a pomoc w przeżywaniu żałoby gwarantowała im silna więź emocjonalna, którą odbudują ze współmałżonkiem. Po pomoc zgłaszają się rodzice po stracie dziecka, którzy chcą po prostu opowiedzieć, jakimi wspaniałymi ludźmi byli ich syn czy córka. Niektórzy wracają po pewnym czasie. Zdarza się, że są już wówczas na innym etapie żałoby. Przebaczają wtedy sobie, Panu Bogu, osobie, która odeszła i pozostawiła ich samych.

Na ile może pomóc wiara w procesie przeżywania żałoby, która dąży do pogodzenia się ze stratą?

Jeśli widzę potrzebę, to sama kieruję osobę w żałobie do kapłana, bo w którymś momencie moje kompetencje jako psychologa, się kończą. Wiem, że człowiek składa się z duszy, ciała i psychiki. Sądzę, że wiara może bardzo pomóc w przeżywaniu żałoby. Widzę, że osoby wierzące dużo czasu spędzają na modlitwie, poprzez którą próbują niejako łączyć się ze zmarłym. Ufają, że dane im będzie spotkać się kiedyś z nim. Ta nadzieja związana z wiarą jest czymś, co niejednokrotnie trzyma ich przy życiu. Myślę, że osobom bez wiary po stracie bywa o wiele trudniej. Z drugiej strony wiara w okresie żałoby często przeżywa kryzys. To jest tak, że gdy wszystko układa się pomyślnie, jesteśmy Panu Bogu wdzięczni, a gdy przychodzi cierpienie - mam na myśli to, że rodzice cierpiąc, stwierdzają, że to Pan Bóg „zabrał im” bliską osobę - to relacja z Nim jest poddana próbie. Zauważam też, że rodzicom, rodzeństwu po stracie towarzyszą wyrzuty sumienia. Wypominają sobie, że mogli więcej zrobić dla zmarłej osoby, spędzać z nią więcej czasu, powiedzieć jej to, a tamtego może nie mówić… To są wyrzuty sumienia, które mogą zostać uleczone na spowiedzi. Czasem jest ona bardziej potrzebna, niż pomoc psychologa.

A czy Pani pomaga wiara?

- Bardzo pomaga to, że mogę modlić się za osoby w żałobie. Niejednokrotnie jest tak, że przeżywam emocje podobne do ich emocji. Na modlitwie zadaję Panu Bogu niekiedy te same pytania, o których z nimi rozmawiam. Są jednak pytania, na które nie odpowiem pacjentom. Jeśli zaś widzę otwartość pacjentów na sferę religijną, staram się zaszczepiać im nadzieję, która wynika z wiary. Nadzieję, która dodaje im sił, by dalej żyć.