Malarz poranionej Madonny

oprac. s. Donata Koska

publikacja 09.11.2015 12:37

Nazwano go "polskim Łukaszem", bo tak wiernie namalował kopię obrazu Pani Jasnogórskiej, przed którym teraz modlą się wierni wszystkich parafii w czasie doby nawiedzenia.

Oblicze Czarnej Madonny namalowane przez prof. Leonarda Torwirta Oblicze Czarnej Madonny namalowane przez prof. Leonarda Torwirta
ks. Włodzimierz Piętka /Foto Gość

- W tym czasie szczególnie modlimy się za duszę tego, który Maryję z Dzieciątkiem Jezus tak piękną namalował, za duszę artysty, prof. Leonarda Torwirta z Torunia, który 9 listopada 1967 r. mając tylko 55 lat zginął w katastrofie samochodowej pod Ciechanowem - mówią siostry Klaryski Kapucynki z Przasnysza.Jednym z najsłynniejszych dzieł prof. Torwirta jest właśnie kopia obrazu Matki Bożej Jasnogórskiej, który od kilkudziesięciu lat odwiedza polskie parafie.

Kiedy w lutym 1957 r. Episkopat Polski na czele z prymasem Stefanem Wyszyńskim zadecydował, że ma się rozpocząć Nawiedzenie wszystkich parafii przez kopię Cudownego Obrazu Matki Bożej z Jasnej Góry, zaczęto poszukiwać artysty, który podjąłby się tak odpowiedzialnego zadania. Czasu było niewiele. Na początku maja Prymas Wyszyński wyjeżdżał do Rzymu i chciał zabrać kopię, aby tam papież Pius XII poświęcił ją na nawiedzenie wszystkich polskich parafii.

O namalowanie obrazu zwrócono się do prof. Torwirta. Gdy profesor przybył na Jasną Górę i z bliska zobaczył Cudowny Obraz, przeraził się: "To zadanie ponad moje siły. Nie wykonam go w tak krótkim czasie" - powiedział. Nie chodziło o trudności manualne – był wybitnym specjalistą i nawet bardzo krótki termin nie stanowił dla niego przeszkody w wykonaniu pracy. Trudność polegała na wiernym przekazaniu wyrazu oblicza Matki Bożej. Wtedy ojcowie paulini przyrzekli mu, że dopóki nie skończy swego dzieła, będą codziennie odprawiać Mszę św. w intencji jego pracy. Artysta po namyśle odpowiedział: "Dobrze. Podejmuję się". I patrząc na Jasnogórską Panią dodał z zachwytem: "Przecież tu nie chodzi o kopię, ale o portret. Twarz jest tak pełna wyrazu, że wydaje się żywa". Tej samej nocy wraz z żoną przystąpił do tej – jak sam ją określił, "jedynej w swym życiu pracy". Malował dniem i nocą przez sześć tygodni – szybko, ale jednocześnie bardzo dokładnie, by obraz Nawiedzenia przetrwał trudy wieloletniej wędrówki. W nocy przenoszono Cudowny Obraz Jasnogórski do jego pracowni. Namalował dwie kopie. 2 maja pokazał je ojcom paulinom. Pokazał bez słowa, nieśmiało. Ale w oczach miał taką radość, jakby przedstawiał kogoś najbliższego, ukochanego. "Niczego większego w życiu nie dokonam" – tak sam ocenił swoje dzieło.

3 maja w Warszawie przekazał obrazy prymasowi Wyszyńskiemu. 6 maja prymas Polski wyjechał do Rzymu, zabierając ze sobą dwie kopie obrazu Jasnogórskiego, namalowane przez profesora. Jedna z nich to właśnie obraz Nawiedzenia, druga – to dar Jasnej Góry dla papieża Piusa XII. Poświęcona przez papieża kopia Nawiedzenia wróciła do kraju i rozpoczęła swą peregrynację.

Przy trumnie prof. Torwirta stała mała kopia Jasnogórskiej Pani. Odczytano list ks. prymasa Wyszyńskiego do jego żony: "Drogi nam Profesor miał wielką łaskę w swoim życiu – urzekło go macierzyńskie Oblicze Matki Pięknej Miłości... Pomnożył Jej chwałę, swoim artyzmem pogłębił modlitwę wielu ludzi... Ufamy, że Matka Boża sama Synowi Swojemu przedstawi odwołanego przed Tron Boży »polskiego Łukasza«".

Dzieło ojca kontynuuje Anna Maria Torwirt, córka profesora, także malarka. "Wiem, - wspomniała - że przynajmniej raz lub dwa obraz Nawiedzenia był przywożony do Torunia. Pamiętam, że ojciec jakieś konserwatorskie zabiegi przy nim wykonywał, bo były zniszczenia, które trzeba było naprawić. Po śmierci ojca w 1967 r. obraz co jakiś czas bywał w naszym domu i był poddawany zabiegom renowacyjnym przez moją mamę. od kilkunastu lat przyjeżdża co roku i jest odnawiany, zabezpieczany po to, żeby mógł znosić w dalszym ciągu trudy wędrówki. Mijają kolejne lata peregrynacji - wędrówki w deszczu, słońcu, spiekocie, mrozie, śniegu, w najrozmaitszych warunkach, po różnych wertepach - przecież samochód nieraz dociera do kościołów gdzieś na wsi, w górach... Są to warunki, które na pewno nie sprzyjają zachowaniu dobrego stanu obrazu Nawiedzenia, co zresztą widać gołym okiem”.

Kiedy malarka została zapytana "w jakim stanie" wróciła Matka Boża po ostatniej rocznej trasie odpowiedziała: "Zawsze mówię, oczywiście jest to jakaś przenośnia, że widać, ile ciężkich spraw, ile ciężkich problemów, ile zmartwień, a też ile grzechów ludzie zostawiają u Matki Bożej, pod Jej stopami. Na obliczu Matki Bożej niemalże widać problemy tych wszystkich, którzy przychodzą modlić się przy obrazie Nawiedzenia. Rzeczywiście, ten obraz jest zniszczony, jest sfatygowany - zwłaszcza twarz Matki Bożej jest poorana dosyć głębokimi spękaniami. W tej chwili trudno jest doprowadzić powierzchnię obrazu do jakiejś idealnej gładkości. Niestety, te zniszczenia poszły już tak daleko, że są nieodwracalne. Ale na to się złożyło - tak jak już wcześniej powiedziałam - wiele czynników atmosferycznych i różnych innych, które spowodowane były nieświadomością tych, którzy się przy obrazie znaleźli. Byli ludzie, którzy koniecznie chcieli potrzeć różańcem o obraz, tak jakby ten różaniec miał nabrać jakiejś większej wartości, czy też tacy, którzy chcieli z wielkiej czci dla Matki Bożej ucałować Jej dłoń, pozostawiając w wielu wypadkach jakąś np. perłową szminkę na powierzchni obrazu. Tej szminki nie można było później tak łatwo zmyć, bo się łączyła z lakierem, z farbą. To są też zniszczenia, które staram się usuwać. Nie zawsze się to udaje. Nie wiem, jak długo jeszcze będzie można naprawiać ten obraz. Trudno mi jest powiedzieć, jakie są Boże plany wobec niego".

Na podstawie artykułu: "Polski Łukasz" autorstwa Róży Siemieńskiej, w: Miesięcznik "Jasna Góra" nr 12/1987, a także wywiadu z Anną Marią Torwirt, w: Miesięcznik "Jasna Góra" nt7-8/2002.