U świętego Walentego. Unierzyż

am

publikacja 09.10.2015 22:56

- Popatrzcie na jej wizerunek. Oto prawdziwa Matka - zachęcał bp Piotr Libera, gdy parafianie w Unierzyżu modlili się przed ikoną.

U świętego Walentego. Unierzyż Unierzyż, 8.10.2015. Peregrynacja kopii obrazu MB Częstochowskiej w parafii św. Walentego Agnieszka Małecka /Foto Gość

- Patrzymy w Twoje oczy, Maryjo, Ty wiesz o tym wszystkim, co nas boli. Znasz nasze cierpienia, przewinienia i dążenia… W czasie nawiedzenia pragniemy być przy Tobie, Matko, uczyć się dobrego życia, wierności Panu Bogu, byśmy ten skarb wiary przekazali nowym pokoleniom - witał ikonę ks. Piotr Chojnowski, proboszcz parafii w Unierzyżu, jednej z mniejszych w diecezji, ale mogącej poszczycić się długą historią, sięgającą prawdopodobnie XIII wieku. Być jak najbardziej podobnym do Maryi - o to m.in. w słowach powitania prosili przedstawiciele rodzin tej wspólnoty parafialnej.

- Wierzę głęboko, że zebrali się tutaj prawdziwi czciciele Matki Najświętszej. Jestem przekonany, że każdy z obecnych nosi w sercu głębokie pragnienie naśladowania Maryi. A naśladować Maryję - to tak jak Ona ponieść Jezusa światu. Czy my dajemy Jezusa tak jak Maryja? Czy dajemy przykład wiary, że ktoś, kto na nas patrzy, powie: „wierzę w Jezusa”? - pytał bp Piotr Libera, który przewodniczył Mszy św. powitania w dobie nawiedzenia. Biskup płocki przypomniał, że Maryja niosła Jezusa światu w czasie ziemskiego życia, ale robi to też obecnie. - Także dzisiaj, gdy przybywa do waszej wspólnoty, to przychodzi właśnie z Jezusem. Popatrzcie na Jej wizerunek. Oto prawdziwa Matka, dla której najważniejszy jest Syn. I dzisiaj tego Syna przynosi właśnie wam. Dlatego z tak wielkim przekonaniem podejmujemy w naszej diecezji to ważne dzieło ewangelizacji - mówił bp Libera.

W Unierzyżu biskup zachęcił także parafian do modlitwy o nowe powołania kapłańskie w diecezji płockiej.

Jest o co się modlić i prywatnie, i wspólnotowo, mówiły GN parafianki, zapytane o przeżycia związane z peregrynacją.- Ja mam takie przekonanie, że coś mogę uzyskać, że zmieni się coś na lepsze; otrzymam jakąś wskazówkę. Będę modlić się o taką jedność, by nasza parafia bardziej się zintegrowała, byśmy się bardziej dostrzegali nawzajem. Już podczas tych przygotowań było trochę poruszenia. W domu są dzieci, rodzice; jesteśmy taką wielopokoleniową rodzinę. Tak że jest problemów masa i jest o co się modlić - powiedziała nam z uśmiechem pani Teresa, mieszkająca w okolicach Unierzyża.

- Każdy przeżywa to wydarzenie na swój sposób, w innej formie - zauważyła pani Hanna, chórzystka. Wyszła z kościoła wyraźnie wzruszona. Wspomina kolejne dramaty w rodzinie - choroby, wypadki dzieci, z których niemal cudem powoli wychodziły. - Gdy moja córka miała rok i trzy miesiące zachorowała, była już w śmierci klinicznej. Pamiętam jak dziś, a to był 1981 r., przyjmował ją taki starszy, biały jak gołąb lekarz. Powiedział mi wtedy: „Niech pani nie płacze; pierwszym lekarzem jest Bóg. Jak Bóg dopomoże, to my dalej będziemy robić”. Przewieziono ją bez mojej wiedzy, karetką, pod kroplówką, do Dziekanowa Leśnego. Tam dopiero była poprawa, właściwie z dnia na dzień. Wyszła wcześniej, bo lekarze powiedzieli, że jest duża więź ze mną i to jej pomaga. Gdy byłam z nią u pani psycholog, to nie mogła wyjść z podziwu, że pomimo tak dramatycznej sytuacji wyszła z tego. Nie ma u niej żadnego śladu - wspominała pani Hanna. Tak, najlepszy lekarz jest „na górze” - mówi.