Czekali na nich do końca

Agnieszka Kocznur


|

Gość Płocki 09/2015

publikacja 26.02.2015 00:00

Historia. – Niemożliwe, żeby ich pomordowali. Może wywieźli gdzieś na Syberię, może jak się coś zmieni, to wrócą. Pan Bóg pewnie tak długo trzyma mnie przy życiu, bo Janek jeszcze wróci – mówiła matka jednego z wyklętych.


Zygmunt Jaszczak w koszulce z fotografią wuja Franciszka Majewskiego ps. „Słony” Zygmunt Jaszczak w koszulce z fotografią wuja Franciszka Majewskiego ps. „Słony”
Agnieszka Kocznur /Foto Gość

W Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych w Płocku zostanie odsłonięta tablica pamięci dowódców i żołnierzy 11. Grupy Operacyjnej Narodowych Sił Zbrojnych. Rodziny żołnierzy wyklętych przez lata czekały na ich rehabilitację. Krewni żyli z nieustającą nadzieją, że wolny kraj upomni się o swoich bohaterów, którzy walczyli o niepodległą Polskę. Nie kryją radości, że pamięć o bohaterskich bliskich będzie kontynuowana, a prawda przekazywana kolejnym pokoleniom.


Przyjaźnili się i walczyli


– Na taką uroczystość czekałam całe życie, a właściwie całe dorosłe życie. Wiedziałam, wierzyłam, że kiedyś to nastąpi. Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że wreszcie prawda zwycięża – mówi Bożena Przybyłowska, córka Jana Przybyłowskiego ps. „Onufry”, szefa wywiadu. Jednocześnie przyznaje, że czasem pamięć o wyklętych wzbudza kontrowersje. To upamiętnianie poprzez tablice i pomniki dzieje się, ale nie bez trudności i komplikacji ze stron różnych władz i partii.
Pani Bożena ojca właściwie nie pamięta, bo miała niespełna trzy lata, gdy został aresztowany. Jan Przybyłowski stale się ukrywał, a jego żona i dzieci przebywały pod opieką u dziadków. – Ci, którzy go znali, wspominali, że był wspaniałym człowiekiem, niezwykle szczerym, nieprzywiązującym wagi do dóbr materialnych, który potrafił wszystkim się dzielić – mówi córka „Onufrego”. – Ostatnią wolą mojego taty przed aresztowaniem było, aby zadbać o kolegów żołnierzy – wysłać ich w bezpieczne miejsca, aby nie zostali schwytani.

Ludwik Kamiński ps. „Wyrwa” wspominał, że tata zorganizował mu
 ucieczkę do USA. – Ojciec zdjął buty, które miał na nogach, a dostał je od siostry w prezencie, i powiedział: „Weź, przecież nie możesz jechać w podartych butach” – opowiada. Obraz ojca serdecznego, inteligentnego, z poczuciem humoru poznała z opinii różnych osób. 
Wspomina, że przyjaźnił się z dowódcą sztabu Stefanem Bronarskim ps. „Liść”. 
– Oni wszyscy razem walczyli i kolegowali się. Ukrywali się głównie w rodzinnej wsi ojca, stamtąd brali prowiant, żeby przeżyć. Zaznacza, że ci wszyscy żołnierze, którzy zostali z jej ojcem zamordowani, to byli młodzi ludzie, którym przyszło żyć w trudnych czasach. Oni byli tak wychowani, żeby walczyć do końca. Choć narażali siebie i swoich bliskich, walczyli o dobro dla wszystkich. Cała rodzina była zaangażowana w pomoc, za co później płaciła wysoką cenę. Po wojnie kuzynka mojego taty, a później też moja mama siedziały w więzieniu – dodaje. 
Jednocześnie wyjaśnia, że jej młodszy brat urodził się w niewoli, bo gdy aresztowali jej matkę – tydzień po aresztowaniu ojca – była w ciąży. Matka pani Bożeny spędziła za kratami dwa lata, synek cały czas tam z nią przebywał.

Cierpiały całe rodziny


Matka Jana Przybyłowskiego zmarła w wieku 99 lat, ale do końca żyła nadzieją, że jej syn żyje. – Moja babcia mówiła: „Niemożliwe, że ich pomordowali. Może wywieźli gdzieś na Syberię, może jak się coś zmieni, to wrócą. Pan Bóg pewnie tak długo trzyma mnie przy życiu, bo Janek jeszcze wróci” – wspomina pani Bożena.
Na powrót syna czekała też Władysława Majewska, matka Franciszka Majewskiego ps. „Słony”. – Zawsze, jak zbliżała się jakaś uroczystość, babcia mówiła: „Franek do nas wróci”. Wierzyła, że doczeka jego powrotu – mówi Zygmunt Jaszczak, którego wujem był Franciszek Majewski.
– Wuj od dziecięcych lat chciał być żołnierzem. Był dobrym organizatorem i prawdziwym dowódcą, lubił porządek i był sprawiedliwy. W rodzinie też się go słuchali. W Płocku było kilka miejsc, gdzie wuj przebywał. W tajemnicy, wieczorami ci żołnierze się spotykali – opowiada Jaszczak. 
Jednocześnie wspomina dzień śmierci „Słonego” i to, jak władza gnębiła rodzinę żołnierza. – Bronił się przez sześć godzin w dworku u narzeczonej Jadwigi Banaszkiewicz. Tam miał kryjówkę – bunkier pod podłogą. Nie chciał się poddać, więc podpalili zabudowania. Gdy wyskakiwał, został postrzelony, później ostatnim nabojem zastrzelił się. Wuj wiedział, co go czeka, więc wolał zginąć z bronią w ręku – opowiada. Gdy Franciszek Majewski już nie żył, został wrzucony na wóz. – Potem przywiązali do niego jego narzeczoną i jej matkę, i pieszo musiały iść na posterunek Urzędu Bezpieczeństwa w Sierpcu. Narzeczona wuja trafiła na 15 lat do więzienia, jego brat za udzielanie pomocy też trafił do celi – wspomina. Gospodarstwo zostało spalone, a majątek przejęty przez państwo.


Z kolei Bożena Przybyłowska wspomina, że jej mama po wyjściu z więzienia przeniosła się z nią i jej bratem na Ziemie Odzyskane, do Szczecina. Tam nikt o nich nie wiedział. – Byliśmy wolni od prześladowań, a mama dostała pracę w fabryce. Gdy przeprowadziliśmy się do Włocławka, sąsiad, który mieszkał obok, powiedział, że ma taki obowiązek, że będzie mamę inwigilował do śmierci. I tak było, pisał raporty do jej ostatnich dni – wspomina.

Pielęgnują pamięć


Zdaniem Zygmunta Jaszczaka, choć rodziny były gnębione i prześladowane, nigdy nie żałowały pomocy żołnierzom. Krewnych bohaterów najgorzej bolały słowa, że ich bliscy byli bandytami. – Oczywiście dla nas było to bardzo przykre, szczególnie że człowiek wiedział, że prawda jest inna, ale jestem już na to uodporniona, bo wiem, że tym ludziom kładziono do głowy taką nienawiść i kłamstwa przez wiele lat. Trzeba po chrześcijańsku wybaczać i starać się, aby ludzie poznawali prawdziwą historię – mówi Bożena Przybyłowska.


O przywrócenie pamięci pomordowanych żołnierzy dba stowarzyszenie historyczne im. 11. Grupy Operacyjnej NSZ w Płocku. Dzięki ich staraniom upamiętniono żołnierzy wyklętych m.in. w Łęgu, Dobrzyniu nad Wisłą, a niebawem zostaną upamiętnieni także w Płocku. Członkowie stowarzyszenia aktywnie działają w naszym regionie, bo chcą, aby bohaterom i ich rodzinom, przez dziesiątki lat poniżanym i spychanym na margines społeczeństwa, poległym za wiarę i wolną Polskę, oddane zostały sprawiedliwość, publiczna cześć i godność oraz pamięć i honory.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.