70 lat dla Jezusa

ks. Włodzimierz Piętka

publikacja 25.07.2014 22:32

- Pan Jezus tyle lat trzyma mnie przy sobie i prowadzi. Jak mam za to dziękować? - mówi s. Genowefa Nowak, służka z Płocka. Przez niemal pół wieku była katechetką w Makowie Mazowieckim.

- Moje życie to pasmo niekończących się łask od Pana Boga - powtarza s. Genowefa - Moje życie to pasmo niekończących się łask od Pana Boga - powtarza s. Genowefa
ks. Włodzimierz Piętka /Foto Gość

Jubilatka dobrze pamięta tamten dzień, 25 lipca 1944 roku, i kaplicę domu generalnego Sióstr Służek Najświętszej Maryi Panny Niepokalanej. - Było nas pięć, gdy składałyśmy śluby - mówi s. Genowefa Nowak.

– Gdy byłam mała, w szkole zadano nam na lekcji pytanie: "Kim chcesz zostać?". Ja z przekonaniem odpowiedziałam, że zakonnicą, bo to mnie pociągało. Zresztą z mojej miejscowości, Drzewicy k. Nowego Miasta, pochodziło już kilka sióstr zakonnych – wspomina. Kiedy szła do zakonu, była wojna, rok 1942. – Pamiętam dokładnie ten dzień: 26 sierpnia, piękny, słoneczny. Tata wiózł mnie wozem, w koszyku były wszystkie moje rzeczy – zakonna wyprawka. Moja koleżanka, która też chciała wstąpić do zakonu, przyjechała dzień później, bo tego dnia zatrzymali ją Niemcy – wspomina.

Przez 46 lat była katechetką. Większość tego czasu spędziła w Makowie Mazowieckim. Pracę w mieście nad Orzycem rozpoczęła w 1948 r. Wtedy jeszcze katecheza była w szkole. – W Makowie nasz dom był zniszczony przez wojnę, ale ówczesny proboszcz, ks. Franciszek Gościniak, bardzo chciał, abyśmy wróciły. Pamiętam tamtą drogę z Płocka statkiem do Warszawy, a potem autobusem do Makowa. Był rok 1948. Najpierw poszłam uczyć do VII klasy. Pamiętam te trzy rzędy ławek i ponad 30 uczniów w klasie. To były powojenne dzieci, wyrośnięte chłopy, ale karne, ciekawe wiedzy i wiary. Serdecznie ich wspominam. Kiedyś do mojej sali wszedł dyrektor, bo przypuszczał, że w klasie nie ma nikogo – taka była cisza. Na pierwszą moją lekcję w Makowie nie miałam żadnej książki, wzięłam więc ze sobą "Rycerza Niepokalanej" – opowiada siostra zakonna.

Jak sama przyznaje, wtedy, w jednym roku szkolnym, uczyła nawet około 1200 uczniów. – Z moich klas wyszło 22 księży i dwóch braci zakonnych – podkreśla z satysfakcją. Wspomina również nauczycieli i to, że pierwsze, powojenne pokolenie było bardzo religijne, ale już następne zaczynały przesiąkać komunistyczną ideologią. – "Na religię możecie nie chodzić, bo jest nieobowiązkowa, a katechetka nie może was do niczego zmuszać", powtarzały mi dzieci słowa niektórych nauczycieli – przytacza.

Gdy religia została wyrzucona ze szkół, siostra zaczęła naukę w salkach. – Były tam warunki bardzo prowizoryczne. Uczyłam, gdzie się dało. Dobrze pamiętam salkę nad zakrystią w makowskiej farze i prostopadłe strome schody, po których sprowadzałam dzieci, jedno po drugim za rękę – wspomina s. Genowefa.

Przy okazji jubileuszu siostra wspomina historie związane z Makowem Mazowieckim. – To były piękne, niezapomniane lata. Do tej pory śnią mi się dzieci na katechezie – wyznaje siostra.

– W Makowie ludzie o niej pamiętają. Maków żyje s. Genowefą, bo ona wychowała całe pokolenia! Ja mam dla niej wyrazy pełnego uznania. To była instytucja, nie katechetka. Solidna, święta kobieta! – mówi ks. prał. Józef Śliwka, wieloletni proboszcz w makowskiej farze.

A s. Genowefa cały czas wspomina i dziękuje za te wszystkie lata, obowiązki i ludzi, których spotkała. – W czasie wojny Niemcy aresztowali tyle osób z mojej wioski, gdy byłam już w Mariówce, strzelali nawet w kierunku domu, ale kula cudownie utkwiła w futrynie okna przy kaplicy. Mnie Pan Jezus zachował. Wychowałam się w małej wiosce, a zostałam posłana do wielkiej szkoły, gdzie się uczyło 1200 dzieci. Jak mam Panu nie dziękować! Moje życie to nieskończone pasmo łask i prowadzenia przez Bożą Opatrzność – mówi s. jubilatka.

Wspomina ludzi wiary, których spotkała na swojej drodze: począwszy od rodziców, sióstr zakonnych. Wspomina m.in. pewną staruszkę – Cygankę z Makowa Mazowieckiego. – Przychodziła do naszego domu, widywałam ją często w kościele. Była bardzo rozmodlona, bo jak sama mi opowiadała, miała za co Panu Bogu dziękować. W czasie pierwszej wojny światowej dwukrotnie była aresztowana, bo podejrzewano, że jest szpiegiem. Ona tymczasem chodziła do sąsiadów po mleko, bo miała wtedy małe dzieci. Raz żołnierze ją wypuścili, ale następnym razem zamknęli ją w budce, pod strażą. Nie wiedzieć dlaczego, w pewnej chwili, drzwi się uchyliły, strażników nie było, dlatego uciekła stamtąd do domu, do swych małych dzieci – opowiada s. Genowefa.

Dziś siostra ma 89 lat. W czasie Mszy św. dziękczynnej za 70 lat życia zakonnego wyraźnym głosem odczytała fragment Pisma św. – Pan dał jej dobry głos do katechezy i do modlitwy, a gdy nastąpił moment odnowienia ślubów, zaraz podniosła się z klęcznika, gotowa, aby jeszcze raz powiedzieć Jezusowi ”tak”.