Miłość zmrużonych oczu

Agnieszka Kocznur, Agnieszka Małecka

|

Gość Płocki 03/2013

publikacja 17.01.2013 00:00

Rodzina. W jej zdrowej strukturze znajdzie się miejsce dla każdego pokolenia. Jak zmienia się życie, gdy na świat przychodzą wnuki? – To radość trudna do opisania – mówią nam szczęśliwe babcie. A czy wnukom potrzebni są seniorzy? Na pewno. Wiedzą to dobrze ci, którzy odczuwają ich brak.

Anna Bąkowska wśród kartek i listów od wnuków. „Najukochańsza Babuniu, podziwiamy Twoją formę i aktywne, mądre oraz serdeczne podejście do świata i ludzi. Jesteś dla nas drogowskazem, jesteś najcudowniejszą i najukochańszą, lepszej babci nie umiemy sobie wyobrazić. Trwaj nam długo, zdrowo i szczęśliwie” – cytat z kartki, którą przesłała Justyna, najstarsza wnuczka pani Ani. Anna Bąkowska wśród kartek i listów od wnuków. „Najukochańsza Babuniu, podziwiamy Twoją formę i aktywne, mądre oraz serdeczne podejście do świata i ludzi. Jesteś dla nas drogowskazem, jesteś najcudowniejszą i najukochańszą, lepszej babci nie umiemy sobie wyobrazić. Trwaj nam długo, zdrowo i szczęśliwie” – cytat z kartki, którą przesłała Justyna, najstarsza wnuczka pani Ani.
Agnieszka Kocznur

W dzisiejszych czasach wielu rodziców korzysta z nieocenionej pomocy babć i dziadków. Katarzyna Podolewska, psycholog w jednej z płockich szkół, codziennie widzi, jak wielu dziadków przyprowadza i odbiera swoje wnuki ze szkoły. Sama też korzysta z pomocy rodziców w opiece nad córkami. Jednocześnie zaznacza, że należy jednak dbać o zachowanie „zdrowych” proporcji i pamiętać o tym, że to rodzice są odpowiedzialni za wychowanie dzieci.

Skuteczna podpora

– Mój mąż niedawno wyliczył, że w 2013 r. będzie nas dokładnie 13 osób w rodzinie – śmieje się pani Maria z Płocka, która doczekała się już pięciorga wnucząt: Adasia, Mai, Uli, Tadzia i Krzysia, przy czym ostatni z nich jest „w drodze”. Co czuła, gdy pojawił się pierwszy maluch, w dodatku chłopiec? Wspomina, że to były niesamowita radość i emocje, których nie da się opisać. Po odejściu z domu trzech córek razem z mężem Januszem doświadczyła typowego syndromu pustego gniazda, więc wiadomość o nowym członku rodziny była elektryzująca. – Pierwsze, co zrobiliśmy, to powierzyliśmy z mężem Bogu to dziecko, jego narodzenie. Wierzyliśmy, że jeśli Pan Bóg da, to będzie zdrowe – wspomina. I tak było za każdym razem, gdy przychodziła nowina o kolejnym wnuczku. Tak jest i teraz, gdy maluchy rosną. Pani Maria, która wraz z mężem należy do Domowego Kościoła, przyznaje, że trzeba nie tylko cieszyć się z wnuków czy wyjść z nimi na lody, chociaż i to jest potrzebne. – Jako dziadkowie czujemy się odpowiedzialni w sposób duchowy. Nasze dzieci modlą się życiem, bo mają tyle obowiązków. Dziadkowie muszą pomagać w sposób niewidoczny, ale też ważny. Kiedy zachoruje któreś z wnucząt, kiedy jest jakiś problem, nasze dzieci czują wsparcie, wiedzą, że ktoś się za nich modli – opowiada. Część tej sporej rodziny mieszka w Poznaniu i Warszawie, w dodatku wszyscy dorośli są aktywni zawodowo, więc na spotkania nie ma wiele czasu. Dziadkowie wykorzystują więc jak tylko się da swoje urlopy, żeby pobyć dłużej z wnukami. Od jednej z córek dostali ostatnio kalendarz z fotografiami czworga maluchów – każda umieszczona w odpowiednim miesiącu narodzin kolejnych dzieci. To będzie pamiątka na lata. Pan Janusz żartuje czasem, że jego żona może nie dogadywać się nawet z córkami, ale z wnukiem zawsze się porozumie. Jako dziadkowie stoją z boku, nie spoczywa na nich ciężar wychowania, więc mogą trochę porozpieszczać najmłodsze pokolenie. – Jesteśmy jednak konsekwentni i nie kupujemy wszystkiego, czego zapragną. Nie spełniamy zachcianek, bo wiemy, że to jest zbędne. Ale czasem przymyka się oko – mówi babcia całej piątki. Kiedyś, gdy rodziły się jej córki, mówiła, że skoro Pan Bóg daje dzieci, to da i na dzieci. Ta nauka nie poszła w las, ale w kolejne pokolenie. – Ja dziękuję, że moje dzieci przyjmują to nowe życie – mówi pani Maria.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.